[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/07/22/aleksandra-fandrejewska-liczy-sie-dlug-czy-emerytura/]Skomentuj na blogu[/link][/b]
Dodatkowo znacznie poszerzy się prawo wyboru: będziemy mogli – według zapowiedzi minister Jolanty Fedak (na stronie resortu wciąż nie ma nowej wersji założeń do ustawy o emeryturach kapitałowych) – wybierać: czy chcemy, by prawie co piąta złotówka z pensji netto trafiała do ZUS, czy podzielimy ją między ZUS i OFE.
Ale to nie koniec naszych wyborów: tuż przed emeryturą będziemy mogli albo wszystkie pieniądze emerytalne zabrać do kieszeni, albo zabrać je tylko z OFE i zostawić w ZUS. Będziemy mieli też prawo nic nie zmieniać. Nieco ograniczona będzie wolność młodych, którzy zaczynają pracę. Jeśli zechcą się zapisać do OFE, to dostaną do podpisania dokument, że wiedzą, co robią, i jakie są tego konsekwencje.
W tej palecie doceniania Polaków brakuje tylko jednego: propozycji obniżenia składki emerytalnej ogółem. Bo jeśli jesteśmy tak odpowiedzialni, że sami możemy na starość dysponować wkładem emerytalnym (resort chce, by każdy miał prawo do jednorazowego pobrania swoich emerytalnych oszczędności), to może jesteśmy na tyle odpowiedzialni, by samemu inwestować pieniądze, które teraz z OFE mają trafić do ZUS. Taka propozycja w projekcie resortu pracy uwiarygadniałaby troskę o los przyszłych emerytów.
Teraz niestety wciąż istnieje obawa, że głównym bohaterem zmian jest deficyt budżetowy i dług publiczny. Swoją drogą, czy łatwo nimi będzie zarządzać, jeśli będzie możliwe swobodne wchodzenie i wychodzenie z OFE? Chyba jednak nie.