Mamy czas – projekty realizowane z tej puli muszą być rozliczone do 2015 r., więc tylko w wyniku jakiejś katastrofalnej indolencji, i to obejmującej całą administrację regionalną, nie zdołalibyśmy wydać w ciągu najbliższych trzech – czterech lat tych 33,5 mld złotych. Można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że wszystko pójdzie co do grosza. Skądinąd biorąc pod uwagę skalę modernizacyjnych potrzeb województw, to tak naprawdę niewiele, choć z drugiej strony można za te pieniądze zrobić wiele pożytecznych rzeczy.
I tak naprawdę tu jest pies pogrzebany. Generalnie bowiem Polska nie najgorzej radzi sobie z wykorzystaniem funduszy przyznanych nam w budżecie Wspólnoty na lata 2007 – 2013. Niemniej jednak nieomal zawsze, gdy resort rozwoju regionalnego podaje statystyki wykorzystania któregoś z programów, od razu pojawiają się też sugestie, że za wolno, że możemy stracić część dotacji, że trzeba przyspieszyć...
Bierze się to trochę z demagogii, trochę może z niezrozumienia istoty unijnego wsparcia, trochę, by zagrać na nerwach rządzącym. Owszem, trzeba patrzeć na ręce wykorzystującym środki z Unii, ale pokrzykiwanie o przyspieszaniu tam, gdzie nie jest to konieczne, jest – generalnie – szkodliwe.
Na razie nie trzeba przyspieszać, a przynajmniej nie tak, by osiągnąć papierowe wyniki, które nie przełożą się na prawdziwie dobre projekty. A do tego bardzo często sprowadza się „parcie na wynik”.
Nie dano nam do dyspozycji worka bez dna, do którego możemy sięgać, ile wlezie.