W listopadzie 2001 roku zawiera cichy ślub z portorykańską piosenkarką Millie Corretjer. W tym samym roku powstaje jego wspaniale dziś prosperująca firma promotorska Golden Boy Promotions. De La Hoya na polu golfowym poznaje szwajcarskiego bankiera Richarda Schaefera i proponuje mu, by prowadził jego interesy. To życiowa decyzja Oscara. Kariera biznesowa De La Hoi nabiera tempa. Powstają programy telewizyjne produkowane przez jego firmy, a Golden Boy Enterprises przejmuje kluczowe magazyny bokserskie na czele z „The Ring”.
W lutym 2009 roku Golden Boy ma już 25 procent udziałów w Major Leaque Soccer. 2 grudnia ponaddwumetrowa statua z brązu przedstawiająca Oscara staje przed Staples Center w Los Angeles. Obok takich gwiazd jak Magic Johnson i Wayne Gretzky.
Dziś to sprawny biznesmen zarządzający wielkim imperium medialnym. Jego pojedynek z Floydem Mayweatherem juniorem, który sam organizował, przyniósł 165 mln dolarów dochodu. Coś podobnego nie zdarzyło się jeszcze w historii boksu.
Począwszy od 1995 roku, gdy De La Hoya stoczył swój pierwszy pojedynek w systemie pay per view z Rafaelem Ruelasem, jego walki przyniosły
594,3 mln dolarów dochodów tylko ze sprzedaży dekoderów. Takiego wyniku nie osiągnęli ani Mike Tyson, ani Evander Holyfield, dotychczasowi rekordziści. A przecież dochodzą jeszcze miliony ze sprzedaży biletów.
[srodtytul]Piłkarz zgarnia najwięcej[/srodtytul]
Polskim sportowcom trudno odmówić smykałki do interesów. Jednak do fortun stworzonych przez gwiazdy ze światowej czołówki nadal im daleko.
– W Polsce dzieje się niewiele, bo polscy sportowcy nie zarabiają dużych pieniędzy – uważa Dariusz Michalczewski. – Na Zachodzie są zupełnie inne stawki. Zaryzykuję stwierdzenie, że nadal, aby osiągnąć prawdziwy sukces, trzeba wyjechać z kraju. Tak jak ja to zrobiłem – przekonuje były bokser.
– Zarobki sportowców są bardzo zróżnicowane i niekonieczne proporcjonalne do sukcesów sportowych, jakie odnoszą – uważa Damian Raciniewski. – Ich zamożność jest uzależniona od popularności dyscypliny, którą uprawiają. Często mistrz świata albo olimpiady czerpie znacznie mniejsze korzyści finansowe ze swoich sukcesów niż przeciętnej klasy przedstawiciel piłki nożnej – twierdzi prezes Business Sport Solutions.
W pierwszej dziesiątce ubiegłorocznego zestawienia stu najbardziej wpływowych celebrytów globu miesięcznik „Forbes” umieścił Tigera Woodsa. W ciągu roku golfista zarobił ponad 100 mln dolarów. Na liście znaleźli się także byli i jeszcze grający koszykarze NBA: Kobe Bryant z 48 mln dol. i Michael Jordan z 55 mln dol.
Ten ostatni ma na swoim koncie wiele udanych projektów biznesowych. Od ponad 20 lat zarabia dzięki umowie z firmą Nike, która wypuściła na rynek markę Brand Jordan. Szacuje się, że roczna wartość sprzedaży wynosi 1 mld dol. W ubiegłym roku Jordan został głównym udziałowcem drużyny koszykarskiej NBA Charlotte Bobcats.
W czołówce są także Roger Federer z 43 mln dol., bokser Floyd Mayweather z 65 mln dol. i piłkarz David Beckham z 44 mln dol. Brytyjska gwiazda futbolu jest jedną z tych osób, które najskuteczniej przekuwają swoją rozpoznawalność na pieniądze. Wraz z żoną Victorią, byłą członkinią zespołu Spice Girls, prowadzą firmę Beckham Brand LTD. We współpracy z koncernem Coty wprowadzili na rynek własne perfumy. Piłkarz próbuje także wypromować własną linię bielizny. Wcześniej reklamował majtki z logo Emporio Armani, ale zastąpiła go inna gwiazda futbolu Christiano Ronaldo. Beckham zarabia krocie na kontraktach reklamowych, teraz współracuje m.in. z koncernem Adidas. Wcześniej przez ponad dziesięć lat był twarzą PepsiCo.
[srodtytul]Sentymenty na bok[/srodtytul]
Zwycięstwa na boisku nie gwarantują sukcesów w biznesie. W ubiegłym roku na zakręcie znalazła się sieć klubów fitness Gymnasion. Jej założycielami są m.in. Jacek Wszoła, mistrz olimpijski w skoku wzwyż z Montrealu w 1976 r., i Ireneusz Wesołowski, rekordzista Polski w skoku wzwyż stylem przerzutowym. Do spółki wszedł także hokeista Mariusz Czerkawski, który odpowiada głównie za promocję.
Zarząd Gymnasionu informuje lakonicznie, że problemy finansowe firmy były efektem złej strategii realizowanej do maja 2010 r. Firma złożyła do sądu wniosek o upadłość układową i ogłosiła, że zaczyna restrukturyzację. Chciała także podnieść jakość usług, m.in. wymieniając sprzęt w siłowni i remontując kluby. Jednak bez rezultatu.
– Z chwilą ogłoszenia przez sąd informacji o zmianie statusu upadłości z układowej na likwidacyjną postanowiliśmy złożyć ofertę na dzierżawę przedsiębiorstwa Gymnasion w celu utrzymania marki na rynku – mówi Paweł Boniecki, wiceprezes spółki Trzy po Trzy, która pod koniec roku podpisała umowę z Gymnasionem. Zapowiada, że Trzy po Trzy zamierza utrzymać siedem działających klubów.
Spektakularnych sukcesów nie ma na koncie biznesmen Euzebiusz Smolarek. W 2008 roku piłkarz, wraz z Philippe Campagno, znawcą biznesu hotelowego, ogłosili, że w ramach projektu Ebi Hospitality zamierzają zbudować w Polsce sieć hoteli na Euro 2012. Mistrzostwa za pasem, a duet nie udziela żadnych informacji o efektach swoich prac.
Przeszkody nie ominęły także tych, którzy już osiągnęli sukces. Wojciech Fibak nie zdobył koncesji na telewizję, przegrał z Polsatem Zygmunta Solorza-Żaka. Upadła także jego firma Fibak Cars, która miała zarabiać na importowaniu samochodów marki Volvo. Ze względu na niekorzystne i często zmieniające się przepisy, głównie dotyczące ceł, popyt na te auta okazał się niewielki. W ciągu miesiąca Fibakowi udało się sprzedać kilka samochodów.
Dlaczego nie wszystkie inwestycje gwiazd sportu to strzały w dziesiątkę?
– Nie zawsze sława wystarcza, by odnieść sukces w biznesie. Wiele gwiazd zbyt pochopnie inwestuje ciężko zarobione pieniądze w nieznane sobie branże, licząc na szybkie i oszałamiające efekty – uważa Michalczewski, który także zaliczył wpadki.
Klapą okazały się jego Tiger Puby.
– Wyszedłem praktycznie na zero, ale też od początku zakładałem, że i tak może być. Ta branża jest dosyć trudna, wystarczy spojrzeć, ile restauracji czy knajp znanych aktorów zostało ostatnio zamkniętych – tłumaczy były bokser.
Prawdziwego sportowca porażki nie zrażają.
– Sentymenty i użalanie się nad sobą nie sprawdzają się ani w biznesie, ani w sporcie – podkreśla William Carey.
współpraca Janusz Pindera