W ostatnim czasie pojawiły się dwa poważne raporty, które stawiają przyszłość polskiej gospodarki w nie najlepszym świetle. Oba podcinają trochę skrzydła tym, którzy wierzyli w złotą dekadę Polski, o jakiej mówili niektórzy ekonomiści. Sam w tezę o złotej dekadzie wierzyłem, ale zaczynam mieć pewne wątpliwości. Te analizy są elementem szerszej układanki: w Polsce nie jest źle, ale nie jest też dobrze.
Złota dekada to miał być okres bardzo szybkiego nadganiania przez Polskę poziomu życia państw zachodnich, wynikający z zamykania luki technologicznej dzielącej nas od państw rozwiniętych. Proces wspomagany powinien być przez fundusze europejskie. Tymczasem – parafrazując słynny cytat z filmu „Poszukiwany, poszukiwana" – tego złota w złocie może być mniej.
Wczoraj „Rz" napisała o raporcie Banku Światowego pt. „Europe 2020 Poland". Jego autorzy wskazują, że Polsce grozi obniżenie dynamiki inwestycji i zablokowanie drzwi do przekraczającego 5 proc. wzrostu gospodarczego. Powody to niski poziom innowacyjności i brak reform rynku pracy.
Dwa tygodnie wcześniej NBP przedstawił dość pesymistyczne projekcje wzrostu gospodarczego na lata 2011 – 2013. Dynamika PKB ma się obniżyć z 4,2 proc. w tym roku do 3,1 proc. za dwa lata, m.in. wskutek spadku dynamiki inwestycji publicznych.
A to i tak przy założeniu braku zmian nominalnych stóp procentowych.