Rozmowa z wiceprezesem HP Jackiem Levernesem

Jacek Levernes, wiceprezes Global Business Services Hewlett-Packard na Europę, Bliski Wschód i Afrykę w rozmowie z Cezarym Szymankiem (Radio PiN) i Jakubem Kuraszem („Rz”)

Publikacja: 09.06.2011 04:02

Rozmowa z wiceprezesem HP Jackiem Levernesem

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Rz: Gdy światowy biznes myśli o centrach usługowych, mówi „Bangalore". Jesteśmy w stanie konkurować z Indiami pod tym względem?

Kosztami  raczej nie, ale pod względem wartości tych usług tak. Nasza szansa tkwi w zaawansowanych usługach biznesowych, tam, gdzie ważna jest jakość, a nie tylko cena. Na przykład wsparcie marketingowe. To byłyby trudne doświadczenia z Półwyspu Indyjskiego dla firm z Europy, bo różnica czasu, bo kwestie kulturowe, bo język. A my możemy doskonale zmierzyć się z takim wyzwaniem.

Zanim wybiegniemy w przyszłość, chwila o teraźniejszości. Czy wykorzystaliśmy szansę, nasz potencjał i skala inwestycji w sektor usług jest adekwatna do tego, ile moglibyśmy mieć w kraju?

Uważam, że tak. Kilka lat temu było około 4 – 5 tysięcy miejsc pracy. Rok temu w tym sektorze w Polsce pracowało już ponad 50 tysięcy ludzi. Inwestycje płynęły nad Wisłę nawet w czasach kryzysu finansowego i nie przestaną płynąć. Jesteśmy w stanie jako sektor rosnąć w tempie 10 – 20 procent rocznie.

Poziom 100 tysięcy zatrudnionych w sektorze zostanie przebity?

Prawdopodobnie w perspektywie trzech – pięciu lat.

Taki zagraniczny inwestor musi się długo zastanawiać nad inwestycjami w Polsce?

Zawsze oczekują czegoś więcej niż standardowa oferta: ulg podatkowych, grantów. Po prostu zachęt inwestycyjnych. Tymczasem między ministerstwami Finansów i Gospodarki toczy się teraz dyskusja, czy udzielać takiego wsparcia, a jeśli tak, to na jakim poziomie. Uważam, że dotychczasowy kierunek jest właściwy. Jego zmiana może doprowadzić do zmniejszenia skali inwestycji zagranicznych.

Ale budżet państwa jest w potrzebie...

Rozumiem, że minister Jacek Rostowski dba o finanse państwa, ale nie możemy strzelać sobie w stopę. Każda złotówka przeznaczona na wsparcie dla takich inwestycji przynosi dochód 10 złotych z tytułu podatków i składki ZUS...

A my chcieliśmy zapytać, czy Polska nie powinna ruszyć do walki o te inwestycje bardziej niż teraz.

To byłaby słuszna strategia. Teraz właśnie na świecie rozstrzyga się gra o inwestycje zaawansowanych usług. I jeśli nie ruszymy do ataku, stracimy szansę, aby być w pierwszej piątce. Na świecie.

Jakim orężem walczyć?

Na pewno nie możemy mówić o cięciu zachęt inwestycyjnych. Utrzymanie ich na dotychczasowym poziomie to minimum. I to jest nasz wspólny interes, bo dajemy miejsca pracy młodym ludziom i tworzymy coś, co do tej pory kojarzy się z Londynem czy Frankfurtem.

I już, mniejsze podatki by wystarczyły?

Potrzeba jeszcze kampanii promującej Polskę i dyplomatycznej ofensywy. Cały czas, gdy przyjeżdżają zagraniczni inwestorzy, nie ginie z ich twarzy zdziwienie, że w Polsce dokonały się takie zmiany, że można normalnie robić tu biznes, że mamy bardzo dobrych specjalistów, wykwalifikowanych pracowników. Nad taką kampanią pracujemy teraz z Ministerstwem Gospodarki. Chcielibyśmy, aby jej efektem był także powrót polskich specjalistów z trzy-, pięcioletnim doświadczeniem z emigracji zarobkowej. Tacy pracownicy są poszukiwani teraz najczęściej. Kolejna rzecz to zmiana systemu edukacji...

Możemy współfinansować zmiany strukturalne na uczelniach wyższych

...to raczej nie będzie możliwe...

...ale musimy zacząć stawiać nie tylko na teoretyczne, ale również praktyczne przygotowanie studentów do wejścia na rynek pracy. Muszą rozumieć biznes, a nie tylko znać teorie ekonomiczne.

Coś nam się rzeczywistość rozjeżdża. Z jednej strony biznes usługowy cały czas zatrudnia, ba, słyszymy o braku dobrych ludzi do pracy, a z drugiej mamy rzeszę bezrobotnych absolwentów wyższych uczelni.

Wydaje mi się, że to problem całej Europy. Uczelnie są zbyt teoretyczne, nie przygotowują do życia zawodowego. A dyplom nie będzie za nikogo pracował.

Uczelnie są oderwane od rzeczywistości?

Może nie oderwane...

...dyplomatycznie unika pan odpowiedzi.

Bo i tak każdy widzi, jak jest. Jeśli uczelnia nie gwarantuje, że jej absolwent będzie znał podstawowe programy biznesowe, to jak ma on znaleźć pracę? Jeśli matematykę traktuje po macoszemu, nie zna języków, nie potrafi napisać CV, nie wie, jak dobrze wypaść na rozmowie kwalifikacyjnej...  Uczelnie powinny być bardziej pragmatyczne, na przykład ostatni rok, a nawet dwa lata poświęcać na praktyczną naukę biznesu.

A może po prostu trzeba skończyć z mitem tytułu magistra, by coś znaczyć na rynku pracy? Absolwent technikum może również robić karierę i zarabiać dobre pieniądze.

Dokładnie tak. Wielu absolwentów wyższych uczelni wyjeżdża z kraju i pracuje poniżej swoich kwalifikacji. Proszę mnie tylko źle nie zrozumieć. Jak najbardziej jestem za tym, aby młodzi ludzie zdobywali wiedzę, ale zmienić powinna się nasza narodowa strategia. Nie wszyscy muszą być magistrami.

Większa i ściślejsza współpraca pomiędzy uczelniami a biznesem załatwi sprawę?

Biznes dziś jest już gotowy na rozmowy z oświatą o przyszłości rynku pracy, na stworzenie pewnego długoterminowego partnerstwa. Zaryzykuję stwierdzenie, że moglibyśmy również współfinansować takie zmiany. Część uczelni wsłuchuje się w nasze postulaty, same próbują dopasować program nauczania, ale to cały czas tylko część. Trudno jest przełamać i zmienić system.

Zmiany w systemie oświaty to jedyne, o które walczy branża usług biznesowych w Polsce?

Przed branżą trzy ważne cele: po pierwsze dostosowanie rynku pracy, o czym właśnie mówiliśmy. Po drugie promocja Polski wśród obecnych i przyszłych inwestorów. Proszę bowiem zauważyć, że dwie trzecie inwestycji z ostatnich dwóch – trzech lat były dziełem inwestorów obecnych już w Polsce. Zbliżająca się prezydencja Polski w UE jest dla takiej promocji doskonałą okazją. I po trzecie, ważne jest dobre, dla wszystkich, porozumienie między ministrami finansów a gospodarki. Aby 100 tysięcy miejsc pracy w naszym sektorze było realne.

Czyli lepiej wydać miliard złotych na spełnienie waszych postulatów niż na laptopy dla dzieci?

Na całe szczęście nie muszę podejmować takiej decyzji. Ale oba wydatki to inwestycje długoterminowe. Z tych dzieci wyrosną kiedyś młodzi, ambitni absolwenci, którzy będą szukać dobrej i innowacyjnej pracy. Jeśli jej nie będzie, to wyjadą. Skorzystają na tym inne gospodarki i inne narody. Warto o tym pamiętać.

Rz: Gdy światowy biznes myśli o centrach usługowych, mówi „Bangalore". Jesteśmy w stanie konkurować z Indiami pod tym względem?

Kosztami  raczej nie, ale pod względem wartości tych usług tak. Nasza szansa tkwi w zaawansowanych usługach biznesowych, tam, gdzie ważna jest jakość, a nie tylko cena. Na przykład wsparcie marketingowe. To byłyby trudne doświadczenia z Półwyspu Indyjskiego dla firm z Europy, bo różnica czasu, bo kwestie kulturowe, bo język. A my możemy doskonale zmierzyć się z takim wyzwaniem.

Pozostało 91% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację