Naszymi atutami okazały się boom edukacyjny, który po 1989 roku kilkakrotnie zwiększył podaż absolwentów wyższych uczelni (głównej grupy pracowników centrów usług), niższe koszty płac, stabilność polityczna, no i centralne położenie w Europie.
Dodatkową zachętą były – i wygląda na to, że nadal będą – granty dla inwestorów. Mogą jednak nie wystarczyć, jeśli centra usług będą miały problemy z pozyskaniem odpowiednich pracowników, np. takich, którzy znają kilka języków obcych. Coraz trudniej będzie budować przewagę konkurencyjną na niższych płacach, zwłaszcza jeśli chcemy powalczyć o najbardziej opłacalne zaawansowane usługi KPO, czyli outsourcingu procesów opartych na wiedzy. Wymagają one wysoko wykwalifikowanych analityków, inżynierów, informatyków – oczywiście z biegłą znajomością języków obcych. A z nią wśród absolwentów kierunków technicznych nie jest najlepiej.
Warto więc, by o potrzebach tego sektora pomyślały uczelnie, a jeśli państwo ma coś dofinansować, to może raczej dodatkowe lektoraty języków obcych niż laptopy dla uczniów. Przydałaby się też większa koordynacja działań miast zabiegających o inwestorów. Tym bardziej że widoczna już ich specjalizacja pod względem rodzajów projektów zmniejsza wewnętrzną konkurencję.