Przypomnijmy, we wtorek agencja Reuters, powołując się na wysoko postawione źródła rządowe, podała pół godziny wcześniej niż GUS informację, że gospodarka rozwijała się w II kwartale w tempie 4,3 proc. Ale reakcji giełdy nie było. WIG20 w to pół godziny zyskał zaledwie 0,3 proc. Nie zaobserwowano też jakiejś większej aktywności  inwestorów. Owszem, później na fali poprawy nastrojów na świecie (jak się w piątek okazało, krótkotrwałej) akcje mocno zdrożały i umocnił się złoty, ale raczej nie należy tego wiązać z podaniem przez agencję tej informacji. Co innego gdyby dotarła ona do wybranej grupy inwestorów i na giełdzie obserwowalibyśmy jakieś nienaturalne zmiany cen. Ale nic takiego nie miało miejsca.  Ponieważ w momencie publikacji wiadomość ta stała się ogólnie dostępna, to jej wartość wyraźnie spadła.

Inna sprawa, że w dzisiejszych bardzo burzliwych czasach liczą się tylko informacje z rynków międzynarodowych, a wszelkie wiadomości lokalne są przez inwestorów raczej ignorowane.

Co innego, gdy wycieka poufna informacja dotycząca pojedynczej spółki. Jeśli istotnie wpływa na kurs, wtedy transakcjami zajmują się z różnym skutkiem odpowiednie służby (KNF). W tym konkretnym  przypadku nic takiego chyba nie miało miejsca.

Nie zmienia to faktu, że całą sytuację należy ocenić bardzo nagannie. I nie chodzi tu o dziennikarza, który informację ujawnił, bo ten zwyczajnie zdobył newsa, ale o owo wysoko postawione źródło rządowe, które informację przekazało, oraz o samego gadułę z GUS. Ten ostatni mocno nadszarpnął reputację tej instytucji i władze urzędu powinny coś z tym zrobić.