Rosja to dla nas szansa

Spowolnienie gospodarcze jest faktem. Obecna sytuacja na rynku walut przynajmniej sprzyja eksporterom - mówi Jacek Rutkowski, prezes Amiki Wronki

Publikacja: 03.10.2011 03:55

Jacek Rutkowski, prezes Amiki Wronki

Jacek Rutkowski, prezes Amiki Wronki

Foto: Fotorzepa

Już w pierwszym półroczu widać było bardzo dobre wyniki sprzedaży eksportowej Amiki. Ten trend się utrzyma?

Już kilka razy tak było, że gdy sprzedaż w Polsce szła gorzej, to zagranicą było na odwrót. Teraz oczy branży są na pewno zwrócone na Rosję. Spodziewam się, że nasza tegoroczna sprzedaż w tym kraju przekroczy 300 mln zł. Są tam wielkie możliwości rozwoju, a nie weszliśmy jeszcze do wszystkich kanałów dystrybucji. Jednak to też rynek specyficzny, sytuacja uzależniona jest od cen surowców zwłaszcza ropy i gazu. Gdy są wysokie konsumpcja rośnie i wszyscy są zachwyceni. Jednak gdy w Rosji jest kryzys, to wtedy spadki sprzedaży są bardzo wysokie – w przypadku AGD było to w 2009 r. nawet 30 proc. Jednak eksport to nie tylko Rosja, szybko rośnie też na Ukrainę. Z kolei choć wskaźniki ekonomiczne w Europie Zachodniej nie są najlepsze, to my z rynku niemieckiego jesteśmy bardzo zadowoleni. Udało się zwiększyć sprzedaż, choć marże są niższe niż w Rosji. Konsumenci niemieccy są stabilni, łatwo nie zmieniają swoich zachowań. Nawet w kryzysie ten rynek był w okolicach zera, bez wysokich spadków. Mamy tam nowe pomysły na rozwój, rozmawiamy z firmami meblarskimi aby np. w sklepach z meblami kuchennymi od razu oferować nasz sprzęt. To dobra nisza rynkowa w której zbyt mocno także w Polsce nie jesteśmy obecni.

Obecna sytuacja sprzyja eksporterom?

Silne euro na pewno nam pomaga i dzięki temu rodzimi producenci AGD mogą niwelować gorszą sytuację w Polsce. Ale dla importerów to problem, a Amica po sprzedaży dwóch fabryk coraz więcej sprzętu sprowadza z Chin i Turcji. Faktycznie tak jest, ale wymyśliliśmy sposób, który pozwoli nam się zabezpieczyć przed aprecjacją chińskiej waluty. Zaczęliśmy kupować chińskiego juana i nim płacić naszym tamtejszym dostawcom. W Singapurze, Hong-Kongu, a zaraz w Londynie można go zabezpieczyć i w ten sposób regulować transakcje z chińskimi firmami. Pierwsze zamówienia w tej walucie zostały już uruchomione i zobaczymy, jak ten model działa. Może to być ogromne ułatwienie – w 2010 r. juan umocnił się o 6,5 proc., w tym już 3,7 proc. a na koniec roku pewnie będzie to ponad 5 proc. Dzięki temu unikniemy sytuacji, że gdy płaciliśmy w innych walutach po jakimś czasie dostawcy mówili, że muszą nam podnosić ceny, bo ich waluta się umacnia.

A koszty pracy w Chinach nie rosną  z waszej perspektywy zbyt mocno?

Jeszcze kilka lat temu robotnik w Chinach zarabiał 100 dol. miesięcznie, teraz jest to 400 dol. Władze narzuciły także zasadę, aby rocznie wynagrodzenia rosły o ponad 13 proc. Dlatego w 2015 r. będzie to już poziom 600-700 dol. miesięcznie. Zobaczymy jaki będzie efekt dla konkurencyjności tamtejszej produkcji.

Jakiś czas temu zapowiadał Pan, że trwają rozmowy w sprawie zakupu fabryki kuchni w jednym z krajów Europy Południowej. Na jakim etapie jest ten projekt?

Teraz wbrew pozorom nie jest to najlepszy moment na kupowanie. Trudno powiedzieć, jakie będzie zapotrzebowanie na kuchnie I czy wykorzystamy moce produkcyjne tego zakładu. Rozważamy kilka alternatywnych lokalizacji, ale są to ciągle wstępne rozmowy. Wolimy się skupić na rozwoju produkcji w naszej fabryce. W tym roku z taśm zjedzie 960-970 tys. sztuk kuchni i piekarników, w przyszłym przekroczymy poziom miliona, może będzie to 1,1 mln sztuk. Podnosimy efektywność produkcji w ujęciu dziennym jak i na pracownika. Szybko powinno to przynieść pozytywne efekty.

Czeka nas spowolnienie?

Trudno liczyć, że będzie inaczej, jest to raczej fakt. Polski rynek zachowuje się zupełnie inaczej, niż pozostałe. Gdy w 2009 r. w zasadzie we wszystkich krajach sprzedaż AGD spadała to w Polsce rosła. W zeszłym roku był spadek i trwało to ponad rok. W tym roku spodziewałem się jednak lepszych wyników, dlatego nie podejmuję się określenia, kiedy sytuacja może się poprawić.

No właśnie poprawić czy jeszcze pogorszyć?

Tego nikt nie jest w stanie powiedzieć. Niewiadomych jest sporo jak choćby sytuacja w strefie euro z potencjalnym bankructwem Grecji na pierwszym planie. Dopóki się to ostatecznie nie wyjaśni nerwowość na rynkach będzie duża. Na rozpadzie strefy euro nikomu nie zależy i wszyscy mniej lub więcej na takim scenariuszu stracą. Najwięcej oczywiście Niemcy i tamtejsze banki, dlatego wiele złego musi się jeszcze wydarzyć, aby taki scenariusz był możliwy. Nikt tym nie jest zainteresowany.

A Grecja zbankrutuje?

Wydaje mi się, że aby nie doszło do czegoś jeszcze gorszego tak się właśnie stanie. Trzeba się liczyć, że wkrótce może do tego dojdzie a poziom redukcji greckich długów wyniesie ok 50 proc. Komisja Europejska już szykuje się na taki scenariusz. Musi powstać przecież jakiś fundusz rekompensujący instytucjom finansowym  straty z tego powodu. Teoretycznie wpływ takiej operacji na sektor finansowy w Polsce nie powinien być duży, na rynku polskim jest bowiem bardzo niewiele greckich obligacji. Jednak jeśli spółki matki polskich banków mocno to odczują także u nas będą konsekwencje.

Także dla firm jak np ograniczenie akcji kredytowej?

Jest to realne, a my już staramy się maksymalnie obniżyć naszą ekspozycję kredytową, aby zawczasu się przygotować. W 2009 r. było to 350 mln zł, teraz chcemy zejść do poziomu 110-130 mln zł. Pracujemy też raczej z bankami z polskim kapitałem, dlatego aż tak bardzo takiego scenariusza się nie obawiamy. Nie czekamy też ze strachem na to co najgorsze ale myślimy o ekspansji sprzedażowej. Prowadzimy np. rozmowy w sprawie wejścia na rynek francuski. To projekt pełen wyzwań w przypadku kuchni w zasadzie każdy kraj ma odmienne preferencje klientów, wygląd, wielkość czy wiele innych cech technicznych. Dlatego wiąże się z ryzykiem, ze możemy wyprodukować te kuchnie, a potem nikt ich od nas nie kupi. Musimy się ostrożnie do tego przygotować. Prowadzimy też rozmowy w sprawie ewentualnych przejęć spółek importerskich w różnych krajach.

A jak wygląda sytuacja na krajowym rynku sprzedaży AGD?

Ten rok jednak nas negatywnie zaskoczył i nie spełnia naszych oczekiwań. Z danych  na koniec lipca wynika, że jest minimalny wzrost, ale trudno powiedzieć, czy w danych nie jest uwzględniona przynajmniej w części sprzedaż na re-eksport. Czekamy na informacje dotyczące sierpnia, zaś wrzesień tradycyjnie oznacza początek kluczowego okresu w roku, kiedy naprawdę zarabiamy pieniądze. Jednak z dotychczasowych osiągnięć na pewno nie jesteśmy zadowoleni.

We wszystkich kategoriach jest tak źle?

Faktycznie sytuacja jest zróżnicowana. W przypadku kluczowego z naszego punktu widzenia sprzętu kuchennego jak i do zabudowy wyniki są dobre. Mimo trudnej sytuacji udało się nam nawet zwiększyć swoje udziały rynkowe. W innych kategoriach produktowych jest gorzej.

Może więc warto skupić się tylko na kluczowych kategoriach a z innych zrezygnować?

Tego na pewno nie zrobimy, ale nasza strategia ulegnie przynajmniej modyfikacji. Nie chcemy za wszelką cenę walczyć o zwiększanie udziałów rynkowych, tylko zarabiać pieniądze. Dlatego najważniejsze są te produkty, na których mamy najwyższe marże i na nich się skupiamy.

Jakich wyników za III kwartał spółka się spodziewa?

Na pewno będą lepsze niż do tej pory. Półrocze zakończyliśmy z wynikiem na poziomie zera, ten kwartał na pewno zakończymy zyskiem. Przychody i wyniki finansowe  też w ujęciu rocznym będą wyższe.

Na niedawnych spotkaniach z inwestorami powiedział Pan, że Amica w tym roku może mieć 40 mln zł zysku netto. Czy w obecnej sytuacji jest to możliwe do zrealizowania?

Mówiłem o zysku brutto. Myślę, że jednak tego celu nie osiągniemy. Powinien być pomiędzy 30 a 40 mln zł.

CV

Jacek Rutkowski

w 1972 r. skończył ekonomikę handlu zagranicznego w WSE w Poznaniu. Wiele lat był przedstawicielem firm zagranicznych działających w Polsce. W 1994 r. kontrolowana przez niego Amica Holding z Bankiem Handlowym kupiła 80 proc. udziałów w Fabryce Kuchni we Wronkach. Dzisiaj jest jej głównym udziałowcem. W 2010 r. spółka sprzedała dwie fabryki Samsungowi.

Już w pierwszym półroczu widać było bardzo dobre wyniki sprzedaży eksportowej Amiki. Ten trend się utrzyma?

Już kilka razy tak było, że gdy sprzedaż w Polsce szła gorzej, to zagranicą było na odwrót. Teraz oczy branży są na pewno zwrócone na Rosję. Spodziewam się, że nasza tegoroczna sprzedaż w tym kraju przekroczy 300 mln zł. Są tam wielkie możliwości rozwoju, a nie weszliśmy jeszcze do wszystkich kanałów dystrybucji. Jednak to też rynek specyficzny, sytuacja uzależniona jest od cen surowców zwłaszcza ropy i gazu. Gdy są wysokie konsumpcja rośnie i wszyscy są zachwyceni. Jednak gdy w Rosji jest kryzys, to wtedy spadki sprzedaży są bardzo wysokie – w przypadku AGD było to w 2009 r. nawet 30 proc. Jednak eksport to nie tylko Rosja, szybko rośnie też na Ukrainę. Z kolei choć wskaźniki ekonomiczne w Europie Zachodniej nie są najlepsze, to my z rynku niemieckiego jesteśmy bardzo zadowoleni. Udało się zwiększyć sprzedaż, choć marże są niższe niż w Rosji. Konsumenci niemieccy są stabilni, łatwo nie zmieniają swoich zachowań. Nawet w kryzysie ten rynek był w okolicach zera, bez wysokich spadków. Mamy tam nowe pomysły na rozwój, rozmawiamy z firmami meblarskimi aby np. w sklepach z meblami kuchennymi od razu oferować nasz sprzęt. To dobra nisza rynkowa w której zbyt mocno także w Polsce nie jesteśmy obecni.

Pozostało 82% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację