Aż do wczoraj szef Komisji Jose Manuel Barroso zapewniał, że to wyłącznie prywatne zdanie komisarza. Teraz nagle zmienił stanowisko. Sam przyznał, że banki mogą potrzebować pomocy publicznej.
Co to tak naprawdę oznacza? Bo że jest to kolejny przykład potwierdzający kryzys przywództwa w Unii Europejskiej, nie ulega wątpliwości. Istotniejsze jest jednak meritum – czyli przyznanie się Barroso, i to w sposób już oficjalny, że Bruksela na poważnie bierze pod uwagę redukcję długu Grecji.
Do tej pory ten wariant był odrzucany i jedyną słuszną metodą zaklinania rzeczywistości i ułaskawiania rynków finansowych była wiara, że Ateny spełnią oczekiwania Komisji Europejskiej i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Otrzymają więc wsparcie i będą spłacać odsetki od swojego całego zadłużenia. Do tej pory też sądzono, że Europejski Fundusz Stabilizacji Finansowej, w którym ma się znaleźć 440 mld euro, wystarczy na ratunek peryferyjnych krajów strefy euro.