Rz: Codziennie docierają do nas niepokojące informacje dotyczące europejskiego sektora bankowego. Słyszymy o konieczności dokapitalizowania, a agencja S&P grozi serią obniżek ratingów. Jakie niebezpieczeństwa wynikają z tego dla naszego regionu?
Erik Berglof:
Żaden kraj nie uniknie wpływu załamania finansów w europejskich bankach. W tej chwili właśnie konieczność dofinansowania banków zachodnich najbardziej komplikuje sytuację. W tych okolicznościach banki zachodnie będą miały dwa wyjścia: albo pozbyć się swoich aktywów w Europie Środkowej i Wschodniej, albo poszukać pieniędzy gdzie indziej. Jeśli okaże się, że nie są one w stanie znaleźć środków w sektorze prywatnym, do pomocy będą musiały włączyć się rządy, które niechętnie wykorzystają pieniądze podatników na ratowanie spółek córek, zwłaszcza poza strefą euro. Gdyby banki taką pomoc otrzymały, zainteresowałyby się nią instytucje stojące na straży uczciwej konkurencji, a same banki musiałyby poddać się restrukturyzacji.
BNP Paribas pozbywa się greckiego Emporiki, portugalski Millennium sprzedaje polski bank, a kiedy słyszymy o nowych kłopotach UniCreditu w Warszawie (UniCredit kontroluje Pekao), panuje ogromna nerwowość. Jeśli pański scenariusz jest możliwy, kto może przyjść na ich miejsce?
Commerzbank i UniCredit nie ukrywają, że będą się pozbywać aktywów w tym regionie, przy tym Commerzbank ujawnił, że dla niego dwa główne kraje to Niemcy i Polska. Pewnie tych wyjść z Polski będzie mniej niż w przypadku innych krajów. Ale nie ma szans, żeby całkowicie uniknąć niekorzystnych skutków takiej sytuacji. W miejsce wychodzących przyjdą inne banki. Były już informacje, że Sbierbank może wejść do Aliora, i zapewne nie będzie jedynym, który zainteresowany będzie i Polską, i regionem.