Zaskakująco często używamy w języku polskim powiedzonek zapożyczonych od naszych sąsiadów. Gdy mówimy: „Ordnung muss sein", przychodzą nam na myśl czyste berlińskie ulice, zadbane klomby w bawarskich miasteczkach, punktualne pociągi i dobrze dokręcone śruby w mercedesach.
Ale „Ordnung muss sein" to także zasada przyświecająca twórcom niemieckiego prawa. Porządek musi panować w paragrafach, a podstawowym obowiązkiem Niemca jest ich ścisłe przestrzeganie. Bez precyzyjnych zapisów w kodeksach państwo nie jest w stanie działać skutecznie, a gospodarka zmierza w kierunku niebezpiecznej anarchii.
Kiedy prawo jest jasne i trwałe, a społeczeństwo poddaje się jego rygorom, można sobie nawet pozwolić na usankcjonowanie wolnego rynku. Prywatna własność jest wspierana, a duch przedsiębiorczości hołubiony dopóty, dopóki szewc, stomatolog, dyrektor zakładów farmaceutycznych oraz menedżer w banku sumiennie płacą podatki, dostarczają na czas do urzędów odpowiednie dokumenty i od czasu do czasu doniosą na krnąbrnego współobywatela, ukrywającego swoje oszczędności gdzieś nad brzegiem Jeziora Genewskiego.
Państwowy regulator
W rzeczywistości słynna „soziale Marktwirtschaft" – społeczna gospodarka rynkowa, którą Niemcy zachwalają jako panaceum na wszelkie wady kapitalizmu – polega właśnie na tym: na karkołomnym sprzężeniu leseferyzmu z brutalną dyktaturą prawa. W społecznej gospodarce rynkowej nie chodzi o to, by bezrobotny ze Stuttgartu mógł spędzać wakacje na Majorce, a emeryt z Kolonii dojeżdżał na pole golfie najnowszym audi. Chodzi o „Ordnung".
Najbardziej znanym krzewicielem tej ideologii (nazwanej po jakimś czasie „ordoliberalizmem") był wielki niemiecki ekonomista i filozof Walter Eucken, założyciel tzw. szkoły fryburskiej. W pierwszym numerze pisma „ORDO" z 1948 roku Eucken pisał: „Więcej państwa w gospodarce czy mniej? To pytanie jest w gruncie rzeczy nieistotne. Problem nie dotyczy bowiem ilości, lecz jakości. Państwo nie może sterować procesami gospodarczymi, nie powinno jednak także pozostawiać gospodarki samej sobie. Centralne zarządzanie formą – tak. Centralne zarządzanie treścią – nie. Rozróżnienie między formą a procesem gospodarczym jest kwestią o podstawowym znaczeniu. Tylko w ten sposób można stworzyć system, w którym wszyscy obywatele (...) będą mogli wpływać na gospodarkę. Musi się on opierać na swobodnej konkurencji, ale to państwo powinno wyznaczać reguły funkcjonowania wolnego rynku, a nie jego uczestnicy".
Sformułowania „społeczna gospodarka rynkowa" użył jako pierwszy inny Niemiec Alfred Müller-Armack. W swojej książce „Wirtschaftsordnung und Wirtschaftspolitik" („Porządek gospodarczy i polityka gospodarcza") zwięźle wyłożył jej cele: „Swobodna inicjatywa w połączeniu z postępem ekonomicznym powinny przyczyniać się także do postępu społecznego".
Müller-Armack był od 1933 roku członkiem NSDAP, do której przystąpił ze szczerą wiarą, iż tylko silne państwo jest zdolne do przezwyciężenia kryzysu. Trudno go jednak nazwać miłośnikiem Hitlera, jego polityczna aktywność ograniczała się do noszenia partyjnej legitymacji. Jak podkreślał biograf Müllera-Armacka Rolf Kowit, „nie był on ani głęboko zakonspirowanym dysydentem, ani też zagorzałym zwolennikiem narodowego socjalizmu".