Angela Merkel i społeczna gospodarka rynkowa - Magierowski

Kanclerz Angela Merkel nie odpuści, dopóki cały świat nie przyjmie zasad społecznej gospodarki rynkowej – uważa publicysta

Publikacja: 06.02.2012 18:35

Marek Magierowski

Marek Magierowski

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompala Waldemar Kompala

Zaskakująco często używamy w języku polskim powiedzonek zapożyczonych od naszych sąsiadów. Gdy mówimy: „Ordnung muss sein", przychodzą nam na myśl czyste berlińskie ulice, zadbane klomby w bawarskich miasteczkach, punktualne pociągi i dobrze dokręcone śruby w mercedesach.

Ale „Ordnung muss sein" to także zasada przyświecająca twórcom niemieckiego prawa. Porządek musi panować w paragrafach, a podstawowym obowiązkiem Niemca jest ich ścisłe przestrzeganie. Bez precyzyjnych zapisów w kodeksach państwo nie jest w stanie działać skutecznie, a gospodarka zmierza w kierunku niebezpiecznej anarchii.

Kiedy prawo jest jasne i trwałe, a społeczeństwo poddaje się jego rygorom, można sobie nawet pozwolić na usankcjonowanie wolnego rynku. Prywatna własność jest wspierana, a duch przedsiębiorczości hołubiony dopóty, dopóki szewc, stomatolog, dyrektor zakładów farmaceutycznych oraz menedżer w banku sumiennie płacą podatki, dostarczają na czas do urzędów odpowiednie dokumenty i od czasu do czasu doniosą na krnąbrnego współobywatela, ukrywającego swoje oszczędności gdzieś nad brzegiem Jeziora Genewskiego.

Państwowy regulator

W rzeczywistości słynna „soziale Marktwirtschaft" – społeczna gospodarka rynkowa, którą Niemcy zachwalają jako panaceum na wszelkie wady kapitalizmu – polega właśnie na tym: na karkołomnym sprzężeniu leseferyzmu z brutalną dyktaturą prawa. W społecznej gospodarce rynkowej nie chodzi o to, by bezrobotny ze Stuttgartu mógł spędzać wakacje na Majorce, a emeryt z Kolonii dojeżdżał na pole golfie najnowszym audi. Chodzi o „Ordnung".

Najbardziej znanym krzewicielem tej ideologii (nazwanej po jakimś czasie „ordoliberalizmem") był wielki niemiecki ekonomista i filozof Walter Eucken, założyciel tzw. szkoły fryburskiej. W pierwszym numerze pisma „ORDO" z 1948 roku Eucken pisał: „Więcej państwa w gospodarce czy mniej? To pytanie jest w gruncie rzeczy nieistotne. Problem nie dotyczy bowiem ilości, lecz jakości. Państwo nie może sterować procesami gospodarczymi, nie powinno jednak także pozostawiać gospodarki samej sobie. Centralne zarządzanie formą – tak. Centralne zarządzanie treścią – nie. Rozróżnienie między formą a procesem gospodarczym jest kwestią o podstawowym znaczeniu. Tylko w ten sposób można stworzyć system, w którym wszyscy obywatele (...) będą mogli wpływać na gospodarkę. Musi się on opierać na swobodnej konkurencji, ale to państwo powinno wyznaczać reguły funkcjonowania wolnego rynku, a nie jego uczestnicy".

Sformułowania „społeczna gospodarka rynkowa" użył jako pierwszy inny Niemiec Alfred Müller-Armack. W swojej książce „Wirtschaftsordnung und Wirtschaftspolitik" („Porządek gospodarczy i polityka gospodarcza") zwięźle wyłożył jej cele: „Swobodna inicjatywa w połączeniu z postępem ekonomicznym powinny przyczyniać się także do postępu społecznego".

Müller-Armack był od 1933 roku członkiem NSDAP, do której przystąpił ze szczerą wiarą, iż tylko silne państwo jest zdolne do przezwyciężenia kryzysu. Trudno go jednak nazwać miłośnikiem Hitlera, jego polityczna aktywność ograniczała się do noszenia partyjnej legitymacji. Jak podkreślał biograf Müllera-Armacka Rolf Kowit, „nie był on ani głęboko zakonspirowanym dysydentem, ani też zagorzałym zwolennikiem narodowego socjalizmu".

Po wojnie pochodzący z Essen naukowiec doszedł do wniosku, że najlepszym sposobem na szybką odbudowę zachodnich Niemiec będzie synteza liberalizmu oraz gospodarki planowej gwarantująca dobrobyt wszystkim i zapewniająca stabilne ceny. Pół wieku przed brytyjskim premierem Tonym Blairem ukuł termin „dritter Weg" – trzecia droga.

Eucken, Müller-Armack oraz Ludwig Erhard, legendarny minister, uznawany za ojca cudu gospodarczego RFN w latach 50., podzielali tę samą wizję roli państwa w gospodarce. Jest nią przesiąknięta także dzisiejsza polityczna elita Niemiec, która chciałaby, aby „soziale Marktwirtschaft" stała się wzorem dla całej Europy – jak głosi tytuł pewnej książki, wydanej w 1994 roku przez trzech nadreńskich ekonomistów.

W kwietniu 2001 roku podczas zjazdu Europejskiej Partii Ludowej w Berlinie do wprowadzenia niemieckiego modelu na całym kontynencie namawiała swoich towarzyszy Angela Merkel, wówczas szefowa chadeckiej opozycji. Nie po to jednak, by 50-letni mieszkaniec Aten mógł się cieszyć wysoką emeryturą, madrycki bezrobotny dostawał godziwy zasiłek, a rzymski przedsiębiorca korzystał ze 120 ulg podatkowych. Nie, społeczna gospodarka rynkowa w Europie to bezwzględny, prawny „Ordnung" dla wszystkich. Do tego celu zmierza obecnie Angela Merkel – już jako kanclerz. I zbliża się doń wielkimi krokami.

Dogmaty  ordoliberałów

W listopadzie 2008 roku, podczas frankfurckiego forum „Finance Week", członek zarządu Europejskiego Banku Centralnego Jürgen Stark wygłosił interesujące przemówienie. Według niemieckiego ekonomisty źródła kryzysu – wtedy jeszcze uznawanego za „amerykański" – leżały głównie w braku stosownych regulacji. Stark obficie cytował Waltera Euckena („Jego idee były dla mnie zawsze inspiracją") i wyliczał postulaty ordoliberałów, którymi – w jego mniemaniu – powinni kierować się współcześni światowi przywódcy. Mówił o stabilności cen, promowaniu konkurencji, ochronie praw własności i odpowiedzialności za decyzje ekonomiczne. Wskazywał na konieczność trzymania w ryzach finansów państwa, nawet w czasie recesji.

Jeden fragment jego wystąpienia był szczególnie intrygujący: „Pakt stabilizacji i wzrostu został pomyślany tak, aby politycy mieli na uwadze dłuższą perspektywę czasową (...), aby ograniczyć kreatywną księgowość i aby móc karać kraje łamiące przepisy. Te same elementy powinny być także fundamentami nowej, światowej architektury, którą nazwalibyśmy oczywiście globalnym paktem stabilizacji i wzrostu".

W ciągu minionych trzech lat Niemcy skrupulatnie realizowali ten plan. Stabilność cen i ścisłe ramy prawne mają być jedynym sposobem na wyjście z obecnego kryzysu i uniknięcie następnych. Stąd nieprzejednana postawa Angeli Merkel czy jej ministra finansów Wolfganga Schäuble w sprawie polityki EBC oraz euroobligacji. Niemcy z narastającą złością patrzyli na działania Jeana-Claude'a Tricheta, gdy ten zaczął intensywnie skupować papiery dłużne Grecji, Hiszpanii, Portugalii i Włoch. Naruszył bowiem jeden z kluczowych dogmatów ordoliberalizmu: odpowiedzialność za czyny (był to powód, dla którego Jürgen Stark we wrześniu ubiegłego roku ogłosił swoją dymisję).

Masowa akcja drukowania pieniędzy przez EBC i skok inflacji w Europie byłyby dla Berlina koszmarem na jawie. Nie tylko z powodu widma Republiki Weimarskiej, gdy ludzie, idąc po chleb, pchali przed sobą taczkę wypełnioną banknotami, a jeden dolar amerykański kosztował 4 200 000 000 000 marek. Jak twierdzi historyk Jochen Hung, powtarzana przez publicystów mantra o niemieckim społeczeństwie, które drży na myśl o powtórce z 1933 roku, nie jest do końca prawdziwa. Niemcy, którzy mają jeden z najwyższych wskaźników oszczędności na świecie (11,3 proc.) obawiają się raczej wpływu galopującej inflacji na ich depozyty w wysokości, bagatela, ponad 600 miliardów euro.

Republika Federalna Europy?

Niemcy przez wiele lat korzystali z niskich stóp procentowych EBC – dzięki tanim kredytom cała Europa zaopatrywała się w ich produkty. Rozbuchany konsumpcjonizm Południa w połączeniu z niemiecką ascezą i federalistycznym fanatyzmem stworzyły wybuchową mieszankę, która może rozsadzić Unię od środka.

Niemcy z Grekami czy Portugalczykami nie mają wiele wspólnego – ani pod względem ekonomicznym, ani kulturowym – lecz kolejnym kanclerzom wydawało się, że narzucenie wspólnej waluty i wspólnych rygorów prawnych to zmieni. Że uda się stworzyć już nie Stany Zjednoczone Europy, ale wręcz Republikę Federalną Europy (tej nazwy użył w jednym z wywiadów brytyjski historyk Niall Ferguson). Jedynym obowiązującym modelem rozwoju będzie społeczna gospodarka rynkowa, a nad przestrzeganiem jej zasad czuwać będą specjalni komisarze.

Niemcy nadal z godnym podziwu uporem budują „globalny pakt fiskalny", mimo że ich pomysły znajdują coraz większą rzeszę krytyków. Angela Merkel liczy na to, że jeśli świat przyjmie reguły wymyślone przez Waltera Euckena, prędzej czy później wszyscy trafimy do krainy wiecznej szczęśliwości.

Na razie pani kanclerz jest na etapie Europy.

Autor jest publicystą tygodnika „Uważam Rze"

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację