Bo je­śli uwa­żasz (jak wy­żej pod­pi­sa­na), że „tak, ale...", czy­li że pro­mo­cja ko­biet za po­mo­cą bar­dziej mięk­kich me­tod niż przy­mus bez­po­śred­ni by­ła­by o nie­bo sku­tecz­niej­sza, lecz sko­ro się nie da, lep­sze już te obo­wiąz­ko­we kwo­ty niż nic – wy­rzu­cą cię z ust swo­ich al­bo we­zmą na ję­zy­ki. Niu­an­se w po­dej­ściu do te­ma­tu nie ma­ją szans. Świad­czą o tym naj­le­piej ko­men­ta­rze pod po­przed­nim wpi­sem na ten te­mat. Po­czy­nio­ne głów­nie przez męż­czyzn (au­to­rów ser­decz­nie po­zdra­wiam).

Naj­śwież­sze wy­po­wie­dzi pre­ze­sa Związ­ku Przed­się­bior­ców i Pra­co­daw­ców o „upo­ka­rza­niu" ko­biet pa­ry­te­ta­mi zu­peł­nie więc mnie nie dzi­wią. Po­dob­nie jak krzy­wią­cy się na nie – choć za po­mo­cą sub­tel­niej­szych ar­gu­men­tów – szef Pra­co­daw­ców RP. Za­ska­ku­je na­to­miast nie­odmien­nie po­dej­ście pań, któ­re sa­me szkla­ny su­fit prze­bi­ły, lecz po­ten­cjal­nym ko­le­żan­kom u wła­dzy mó­wią: wa­ra. Choć do­my­ślam się mo­ty­wa­cji: za­wsze mi­ło być tę je­dy­ną w mę­skim gro­nie niż jed­ną z wie­lu.

Roz­cza­ro­wa­nie, że na­je­żo­na prze­szko­da­mi, sa­mot­na dro­ga pod gó­rę, któ­rej po­ko­na­nie by­ło nie la­da wy­sił­kiem, te­raz sta­je otwo­rem dla każ­dej in­nej (i na pew­no głup­szej!), by prze­szła nią so­bie ot tak, lek­ką nóż­ką – też ludz­ka rzecz. Być mo­że te­go ty­pu po­sta­wy ma­ją ja­kiś wpływ na ni­kły od­zew żeń­skich kan­dy­da­tek do władz w przy­chyl­nych pa­ry­te­tom fir­mach. Nie­za­leż­nie od wy­ni­ku spo­rów o kwo­ty, jest już ich po­zy­tyw­ny efekt. Te­mat, któ­ry do nie­daw­na w na­szym kra­ju nie ist­niał, tra­fił na czo­łów­ki ga­zet. A to już pierw­szy krok do zmian.