Najpierw surowe dane. W Stanach Zjednoczonych w drugim kwartale PKB wzrósł o 1,5 proc., w Polsce o 3 proc., a w Chinach o 7 proc.
A teraz pytanie konkursowe podobne do tych, które codziennie otrzymujemy na nasze telefony komórkowe. W którym kraju dane o wzroście gospodarczym wywołały radość, a w którym smutek?
Nasuwająca się odpowiedź, że wskaźnik nastrojów był skorelowany z indeksem PKB, jest oczywiście całkowicie błędna. Polskie 3 proc. wywołuje powszechny smutek, chińska siódemka – żałobę, a amerykańskie 1,5 proc. niemal euforię. Jak widać, procent procentowi nierówny. Niezbadane siły w nieznany sposób przekładają skalę zmian produkcji na skalę zadowolenia osób kształtujących opinię publiczną.
Pierwsza hipoteza jest taka, że owo zadowolenie zależy nie tyle od zmian PKB, ile od zmian tempa wzrostu PKB. Chiny przez lata miały wzrost 10-proc., a Polska 4 – 5-proc.
Czy zmiana dynamiki rozwoju jest aż tak niedobrym sygnałem? Psychologicznie – tak. Wszak lepiej biec szybciej niż wolniej. Ale w kategoriach realnych – nie. Przecież zdecydowanie lepiej iść do przodu, niż się cofać. Nawet niewielki wzrost gospodarczy nie jest recesją i powinien być powodem do radości. I tak jest w USA. Tam cieszą się mimo spowolnienia tempa wzrostu (w pierwszym kwartale PKB powiększył się o 1,9 proc.).