Ostatnio pękł mi pasek. Podążając za radą małżonki, zamiast udać się do jednego z kilku wielkich centrów handlowych, udałem się na ulicę Hożą 42 w Warszawie, gdzie istnieje mały zakład rymarski, działający od lat 80. XIX wieku. Kupiłem ładny pasek z dobrej skóry w całkiem przystępnej cenie. A przy okazji niska pani w fartuchu uświadomiła wysokiemu ambitnemu ekonomiście, że jego wiedza o tym jak dobrze zapinać pasek i układać szlufkę jest zasadniczo żenująco niska.
Bardzo przyjemna wizyta. Szkoda, że takie małe zakłady znikają... Ale moment, czy rzeczywiście znikają? Może jest szansa na ratunek.
W jednym z ostatnich wydań „Rzepy" Hubert Salik zamieścił bardzo inspirujący tekst, o tym, jak upowszechnienie dostępu do informacji dewaluuje wartość wiedzy. Jest jednak i druga strona tego medalu – dostęp do wiedzy staje się powszechny, co daje masom ludzi możliwość awansu edukacyjnego. Ponad 80 proc. użytkowników Internetu poprzestaje zapewne na przeglądaniu newsów o biustach modelek i awanturach politycznych, ale pewna część wykorzystuje kanały informacji do pogłębiania wiedzy.
Niektórzy twierdzą, iż podobna rewolucja, co w systemie dystrybucji informacji, dokonuje się w przemyśle. Mówi się często o trzeciej rewolucji przemysłowej, której istota polega na znacznym zmniejszeniu kosztów produkcji przy jednoczesnym zwiększeniu możliwości dopasowania produktów do potrzeb klientów. Produkcja stanie się bardziej rozproszona, podobnie jak wiedza – produkt zbliża się do odbiorcy.
Symbolem tej rewolucji mają być np. drukarki 3D, które pozwalają na – dosłownie – na drukowanie przedmiotów z cieniuteńkich warstw materiałów. Na razie technologia ta nie wychodzi poza małe przedmioty, jednak kierunek jest taki, że wielkie fabryki wytwarzające tysiące identycznych produktów mają rzekomo odejść do lamusa, a na ich miejsce powstawać mają mniejsze zakłady będące bliżej odbiorcy. Byłaby to forma „demokratyzacji" produkcji, bo przy mniejszych kosztach stałych, tworzenie zakładów byłoby łatwiejsze, a przenoszenie całych fabryk do krajów oferujących tylko tanią siłę roboczą traciłoby sens. Rosłyby szanse na zmniejszanie nierówności społecznych