Rosnące inwestycje

Zmian na rynku telekomunikacyjnym nie da się już zatrzymać – pisze prezes Orange Polska.

Publikacja: 05.12.2012 02:32

Rosnące inwestycje

Foto: Rzeczpospolita

Red

Sześć lat temu świat wydawał się cudownym miejscem stałego wzrostu gospodarczego i coraz powszechniejszego dobrobytu. Dziś już wiemy, że tak nie jest. Tym bardziej konieczne jest uświadomienie priorytetów inwestycyjnych w Polsce. Na pewno należą do nich inwestycje w infrastrukturę telekomunikacyjną. Pytanie tylko, kto będzie chciał inwestować?

Oszałamiające tempo

Ostatnie sześć lat w Polsce to w sumie cztery rządy, trzech premierów i dwóch regulatorów rynku telekomunikacyjnego. A przecież zmiany w telekomunikacji są dużo szybsze niż w polityce. Przy dzisiejszym rozwoju technologii sześć lat w telekomunikacji to całe dziesięciolecia w innych branżach. W 2006 r. dostęp do Internetu miało zaledwie 36 proc. gospodarstw domowych. Przeciętny polski internauta spędzał w sieci mniej niż godzinę dziennie. Hasło Web 2.0 było absolutną nowością i robiło prawdziwą karierę. Dziś według GUS dostęp do Internetu ma ponad 70 proc. gospodarstw domowych. A według badania CBOS z maja 2012 r. internauci spędzają w sieci przeciętnie 12 godzin w tygodniu, czyli dwa razy więcej niż wcześniej. Skalę i tempo zmian jeszcze silniej widać w telefonii mobilnej. Smartfony na nowo definiują „komórkę" i rolę, jaką odgrywa w życiu człowieka. W 2006 roku w Polsce z usług trzech operatorów korzystało 29,2 mln osób, co stanowiło 76,4 proc.  penetracji rynku. Dziś to ponad 136 proc. W roku 2008 smartfony stanowiły jedynie 3 proc. rynku polskich komórek. Dziś to prawie połowa sprzedawanych telefonów (47 proc.). Telefon ze zwykłej słuchawki stał się kieszonkowym komputerem. Te sprzedawane dziś – zwłaszcza działające na systemach Apple iOS i Google Android – są mocniejsze technologicznie niż Apollo 11, kiedy lądował z człowiekiem na księżycu.

Smartfon to dziś połączenie człowieka ze światem, coś zupełnie innego niż telefon z 2006 roku. Stajemy się homo smartfonus

„Komórka" jest trzecim – obok portfela i kluczy do domu – przedmiotem, który zawsze mamy ze sobą. Na pytanie, co wolelibyśmy stracić – telefon czy portfel – większość ankietowanych stwierdziła, że portfel. W nowoczesnym smartfonie mieści się cały świat współczesnego człowieka. Nasze kontakty, zdjęcia z najważniejszych momentów życia, pamiątkowe listy, ważne daty, aplikacje, które zapisują, ile przebiegliśmy kilometrów albo z kim się spotkaliśmy w ciągu ostatnich kilku miesięcy. To połączenie człowieka ze światem, coś zupełnie innego niż telefon z 2006 roku. Stajemy się homo smartfonus.

Cena i konsekwencja zmian

Dzisiejszy rynek telekomunika- cyjny tylko w swoich podstawach przypomina ten sprzed sześciu lat. Diametralnie zmieniło się funkcjonowanie firm telekomunikacyjnych. Doskonale ilustrują to raporty UKE informujące choćby o tym, że w grudniu 2011 r. za łącza o prędkości 1 Mbit/s, przy umowie na 24 miesiące, polski użytkownik płacił średnio 41,5 zł, czyli 70 proc. mniej niż w 2005 r. Spadły też ceny w telefonii mobilnej. W latach 2005–2011 o ok. 46 proc. zmalały ceny połączeń głosowych i o ok. 59 proc. za wiadomości SMS. Obecnie jesteśmy najtańszym rynkiem telekomunikacyjnym w Unii Europejskiej. To bardzo korzystne dla konsumentów, a równocześnie stanowi wyzwanie i długoterminowe zagrożenie dla jakości usług oraz mnogości dostawców (tak cenionej przez regulatorów).

Operatorzy nie mogą też w nieskończoność rozwijać się tylko dzięki przyrostom liczby abonentów. Dlatego wszyscy gracze na rynku telekomunikacyjnym mają problem, bo przecież muszą generować zyski dla akcjonariuszy, a jednocześnie czekają ich ogromne inwestycje.

Równi i równiejsi

Największy wpływ na ostatnie sześć lat funkcjonowania polskiego rynku telekomunikacyjnego miało zastosowanie regulacji cenowej. W efekcie opłaty za korzystanie z infrastruktury ostatniej mili zostały ustalone, co prawda na najniższym poziomie w Europie, ale... poniżej realnych kosztów. W takiej sytuacji operatorom alternatywnym absolutnie nie opłacało się budować sieci. Korzystali z taniej infrastruktury Telekomunikacji Polskiej (dziś Orange Polska). I owszem, potaniały ceny usług dla klientów detalicznych, ale w konsekwencji większość operatorów przyhamowała inwestycje. A przecież pojawiły się nowe usługi, dla których nie wystarczą stare sieci. Telewizja HD, wideo na żądanie i inne multimedialne gadżety wymagają nowych, szybkich łączy. Takich sieci brakuje, ponieważ operatorom telekomunikacyjnym to się zwyczajnie nie opłacało. Na mocy porozumienia z UKE masowo inwestowała praktycznie tylko TP, unikając dzięki temu niekontrolowanego regulacyjnego Armagedonu, który przy okazji mógł zabić cały regulowany rynek, oddając Polskę operatorom kablowym.

Możliwość wzajemnego korzystania z sieci przez wszystkich operatorów pozwoliłaby obniżyć innym uczestnikom rynku koszty inwestycji nawet o 80 proc.

Ponieważ nie musieli poddawać się presji regulacji, również nie podjęli zdecydowanych działań, by ten problem rozwiązać. Korzystali z dostępu do taniej sieci i skierowali swoje inwestycje tylko do wysoko zyskownych klientów wielkomiejskich. Mogą dowolnie kształtować swoje ceny do dziś, często stosując na początku agresywne strategie cenowe, które powodują wyparcie z najbardziej opłacalnych obszarów, jak Warszawa, Gdańsk czy Kraków, tradycyjnych operatorów, takich jak choćby Netia czy Orange. Nadal jednak żaden z operatorów kablowych według mojej wiedzy nie pokusił się, by mocniej zainwestować na obszarach mniej zurbanizowanych. Co więcej, operatorzy kablowi, choć już mają pozycję dominującą na rynkach wielkich miast, to nadal cieszą się brakiem regulacji, a także przywilejem korzystania z infrastruktury Orange, bez konieczności udostępniania własnej sieci dla... Orange. Jako żywo przypomina mi to scenę gry w „salonowca" ze słynnego „Rejsu" Marka Piwowskiego.

Sytuacja klientów „kablówek" również jest diametralnie różna niż korzystających z usług operatorów telekomunikacyjnych. Często zdani są oni na jednego „zastanego" operatora na swoim osiedlu czy ulicy. 30 proc. Polaków praktycznie nie ma wyboru. Dzięki temu operatorzy kablowi mogą sobie pozwolić na wysokie marże, bo nie mają konkurencji i nie podlegają regulacji. Rekordzista pokazał w wynikach finansowych za III kwartał 2012 r. marżę na poziomie 51 proc. Klienci są tu na razie na straconej pozycji.

Moim zdaniem to właśnie próby symetrycznej regulacji infrastruktury wszystkich operatorów (w tym również kablowych) sprowokowały ostatnią pełną emocji falę dyskusji na temat regulacji. Jak powiedział mi kilka dni temu analityk telekomunikacyjny jednego z największych banków inwestycyjnych, przyjęcie symetrycznych regulacji infrastruktury operatorów telekomunikacyjnych i kablowych byłoby dla tych ostatnich globalnym wyzwaniem

– porównywalnym z demonopolizacją sieci telefonicznych w latach 80. i 90. ubiegłego wieku. Polskie działania w sprawie regulacji operatorów mogłyby zachęcić Komisję Europejską do podobnych kroków. Tak samo mogliby zadziałać także inni regulatorzy w krajach, w których podobnie jak w Polsce, sieci kablówek mają absolutnie dominujące pozycje rynkowe w największych aglomeracjach. Na razie jesteśmy po zaciętej lobbingowej batalii w Sejmie i Senacie. Teraz decyzja należy do prezydenta Bronisława Komorowskiego. Biorąc pod uwagę wyzwanie, jakie tworzy nowelizacja dla żyjących bez nadmiernej konkurencji telewizji kablowych, nie zdziwiłbym się, gdyby skończyło się to skargą do Trybunału Konstytucyjnego...

Inwestycyjna konieczność

Wróćmy jednak do kwestii przyszłości. Jedną z kluczowych kwestii przy realizacji tak ogromnego planu inwestycyjnego, jakim jest rządowa Polska Cyfrowa, jest rozwiązanie problemu niedublowania infrastruktury istniejącej. Chodzi o to, by inwestować tam, gdzie jej brakuje. Nie jest to na razie możliwe. Sieć operatorów kablowych nie jest dostępna dla innych uczestników rynku, w związku z czym musi być dublowana. Możliwość wzajemnego korzystania z sieci przez wszystkich operatorów pozwoliłaby obniżyć innym uczestnikom rynku koszty inwestycji nawet o 80 proc. Byłby to mocny impuls pobudzający inwestycje w nowoczesną sieć, a równocześnie  pozwoliłby udostępnić szybki Internet (oraz możliwość swobodnego wyboru operatora) większej liczbie odbiorców.

Trudno wymagać, aby Agenda Cyfrowa była realizowana tylko przez jedną firmę. Na wiosnę przyszłego roku Orange planuje oddanie użytkownikom 70 tys. łączy w technologii FTTH (Fiber To The Home, czyli światłowód do domu). Orange liczy także na to, że wszyscy operatorzy działający na rynku polskim przyczynią się do rozwoju infrastruktury. Pamiętajmy, że w roku 2020 dostęp do Internetu mają mieć zapewniony wszyscy Polacy i to z prędkością co najmniej 30 Mb/s. To bardzo trudne przedsięwzięcie. Realizacja agendy cyfrowej jest niezbędnym warunkiem do rozwoju gospodarczego i społecznego. Doskonale wiedzą to wszyscy gracze i klienci rynku teleinformatycznego.

Nie powinno więc być wątpliwości, że najbliższa przyszłość telekomów to olbrzymie inwestycje i walka ze spadającymi zyskami. Według danych Instytutu Łączności z 2008 realizacja Agendy Cyfrowej w Polsce wymaga 26 mld zł. Dziś jest to już mniej, ale nadal ktoś musi te pieniądze wyłożyć.  Operatorzy, jak i regulator oraz rząd nie mogą udawać, że tego nie widzą lub że sprawa sama się jakoś rozwiąże. Tym bardziej że regulacja sieci miedzianej była stosunkowo łatwa, bo wspierana przez całą Unię Europejską. Z siecią nowej generacji sytuacja nie jest już tak jednoznaczna, a wątpliwości są nawet w Brukseli.

Jeszcze dekadę temu podstawową usługą telekomunikacyjną była transmisja połączeń głosowych. Teraz będzie się nią stawać transmisja danych wykorzystywanych do surfowania po Internecie oraz danych wymienianych przez tysiące aplikacji w smartfonach. To wymaga od operatorów wielkich nakładów na infrastrukturę. Sieci, które z takim mozołem budowali przez ostatnią dekadę, zaczynają się powoli zatykać. Dlatego operatorzy przyzwyczajeni do szybkiego rozwoju rynku i dużych zysków dziś muszą zmierzyć się z nową rzeczywistością. Przyszłe decyzje muszą uwzględniać potrzebę regulacji (tam, gdzie to niezbędne), potrzeby inwestycyjne, a także trudne otoczenie ekonomiczno-gospodarcze. To jest najlepszy czas na otwarcie dostępu do wszystkich istniejących zasobów, współpracę i wspólne inwestycje. Współpraca zawsze przynosi lepsze efekty. Przykładem może być porozumienie, które zawarliśmy z UKE. Zrozumieliśmy oczekiwania regulatora i dzięki temu dziś funkcjonujemy na zupełnie innym rynku. Realne korzyści odnieśli zarówno klienci, jak i operatorzy. Być może podobny klimat powstanie dzięki szerszemu porozumieniu wokół sieci nowych generacji. Oczywiście przy okazji naruszone pewnie zostaną ostatnie oazy ograniczonej konkurencji w obszarach, gdzie funkcjonują operatorzy kablowi. Ale dedykuję im ku pokrzepieniu serc latynoską maksymę: Co cię nie zabije, to cię wzmocni...".

W ciągu sześciu lat rynek zmienił się diametralnie i należy się spodziewać, że za kolejne kilka lat znów będzie można napisać to samo. Dlatego ważne jest, by gracze na rynku telekomunikacyjnym mocno to sobie uświadomili. W przeciwnym razie ich udziałem może stać się popularne w sieci hasło: „kto się nie rozwija, ten się zwija".

Sześć lat temu świat wydawał się cudownym miejscem stałego wzrostu gospodarczego i coraz powszechniejszego dobrobytu. Dziś już wiemy, że tak nie jest. Tym bardziej konieczne jest uświadomienie priorytetów inwestycyjnych w Polsce. Na pewno należą do nich inwestycje w infrastrukturę telekomunikacyjną. Pytanie tylko, kto będzie chciał inwestować?

Oszałamiające tempo

Pozostało 97% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację