Ta informacja wywołała zaniepokojenie w wielu krajach członkowskich. Eksperci podają przykłady różnych afer i nieprawidłowości, związanych z projektami finansowanymi z wykorzystaniem wspólnotowych pieniędzy, które udało się wykryć organom sprawiedliwości różnych państw, co ma być argumentem przeciwko powoływaniu nowych, unijnych służb.

Zaniepokojenie władz krajowych jest zrozumiałe. Każda informacja o nieprawidłowościach w korzystaniu z funduszy UE bije w wizerunek państwa, w którym mają one miejsce  i prowokuje pytania, czy na pewno jego władze stworzyły odpowiednie mechanizmy zabezpieczające przed takim procederem. W końcu zanim udało się wykryć lipne greckie plantacje oliwek, zawłaszczanie przez mafię środków na budowę infrastruktury na południu Włoch, czy ustawianie przetargów drogowych w Polsce, proceder  trwał latami. Po każdej informacji o nieprawidłowościach z unijnymi funduszami pojawiają się też natychmiast wątpliwości na temat sensu dalszego utrzymywania wielu programów i wezwania do gruntownej rewizji polityki transferów.

Tak się składa, że informacja o nowym pomyśle KE pojawiła się niedługo  po uzgodnieniu budżetu Wspólnoty na lata 2014-20. Premier Tusk wrócił z unijnego szczytu ogłaszając sukces w postaci uzyskania dla Polski prawie106 mld euro.  W Platformie Obywatelskiej mówi się, że już tankuje Tuskobus i zaraz będzie nim jeździł po Polsce rozdając obietnice przekazania unijnych środków na różne ważne dla lokalnych wspólnot i polityków projekty.

Premier będzie się też chwalił skutecznością w wydawaniu pieniędzy z poprzedniej perspektywy budżetowej (2007-13). Niestety, skuteczność ich wydawania to obecnie jedyny wskaźnik miary wpływu unijnych transferów na naszą gospodarkę. A przydałoby się jeszcze sprawdzić, jak zmieniły one ją w długiej perspektywie. Czy setki tysięcy  szkoleń, tysiące seminariów i konferencji, dziesiątki kampanii promocyjnych, miliardy złotych wydanych na nowoczesne maszyny i  programy wspierania innowacji  sprawiły, że stała się ona bardziej konkurencyjna? Czy zapewniły trwały fundament do jej rozwoju w przyszłości, kiedy już samo wydawanie unijnych pieniędzy nie będzie pompowało wskaźników makroekonomicznych?

Z niepokojem czekam na wynik takich badań. Tym bardziej, że wróble ćwierkają o tym, że wiele nowiutkich, nierozpakowanych nawet z kartonów maszyn i urządzeń, zakupionych w ostatnim czasie przez polskie firmy z wykorzystaniem unijnych dopłat, teraz jest sprzedawanych w różnych krajach poniżej ich fabrycznej ceny. Mam nadzieję, że jeśli unijna prokuratura kiedyś powstanie, to takie informacje sprawdzi.