Z danych zebranych przez „Rz" wynika, że w ministerstwach i urzędach centralnych w zeszłym roku zatrudnienie zmniejszyło się o 1 procent. To dobrze, bo w poprzednich latach przyrastało w kilkuprocentowym tempie. Ale ów 1 proc. to niespełna 1000 osób. Na ile ten niewielki spadek zatrudnienia jest wynikiem przemyślanej polityki kadrowej?
A może odeszli specjaliści wysokiej klasy, którzy mają już dość zamrożenia wynagrodzeń? Wciąż tego nie wiemy, bo nie znamy standardów zatrudnienia i kompetencji w administracji publicznej. Nie wiemy więc czy efektywnie pracuje pozostałe kilkadziesiąt tysięcy urzędników.
Na hasło „idea taniego państwa" w Internecie wyskakuje kilka stron linków, głownie do tekstów o tym, że w Polsce idea ta zakorzeniła się marnie. Zaś na hasło „idea państwa efektywnego" linków jest znacznie mniej, ale między nimi znajduje się odesłanie na stronę Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji, gdzie szef resortu przedstawia ideę państwa optimum, czyli – jak pisze – „o odpowiednim rozmiarze na czasy, w których żyjemy". Jedną z zasad jakie przytacza jest ta, że podstawowym miernikiem oceny administracji musi być jej skuteczność w rozwiązywaniu spraw ludzi, czyli efektywność.
Szkoda, że o administracji wciąż możemy powiedzieć, że jest za bardzo rozbudowana, że nie reaguje elastycznie na potrzeby mieszkańców, a wciąż nie możemy, że pracuje efektywnie. Oby ów 1 proc. był początkiem zmian, ale nie tylko w wielkości zatrudnienia.