W Polsce każdy zna się na Locie. Połowa uważa, że powinien zbankrutować, reszta wie jak Lot naprawić. A właściciel patrzy panu na ręce. Jak się pracuje w takim akwarium?
Sebastian Mikosz:
Dobrze. Kiedy pracuje się w tak rozpoznawalnej spółce, trzeba się do tego przyzwyczaić. Mamy miliony klientów, słyszę słowa krytyki, ale i pochwały. Tyle, że raczej piszą do nas ci, którzy mają pretensje. Ci, którzy uważają, że wszystko było fajnie, raczej nie napiszą. Przedłużenie zimy było okazją do narzekania na odladzanie samolotów, opóźnienia, na strajk w Niemczech. Zastanawialiśmy się, czy na takie zarzuty odpowiadać, kiedy odwołujemy rejsy, bo jak dolecieć do Niemiec, kiedy tamtejsze lotniska nie obsługują. Są i takie narzekania, że w call center zbyt długo się czeka na odebranie telefonu a strona lot. com się blokuje. To już mogę poprawić a moja załoga teraz to zmienia. Krytykę przyjmuję z największą pokorą, nawet i tę, że kanapka czy też buła, jak nazywają ją niektórzy, podawana na pokładzie jest niedobra, chociaż dzisiaj odchodzi się od żywienia pasażerów na pokładzie. Bardziej konstruktywne są uwagi dotyczące np. ceny przewożonego bagażu. To już powód, aby się przyjrzeć, czy rzeczywiście tej ceny nie byłoby warto obniżyć.
W gablotce dla związków zawodowych w budynku Lotu jest ogłoszenie o wycieczkach do Ziemi Świętej i do Azji i zdjęcie śp prezydenta Lecha Kaczyńskiego. To znaczy, że nie ma napięć pracowniczych?
Ja ich nie widzę. W LOT pracuje bardzo dużo wysoko wykwalifikowanych ludzi. Rolą związków zawodowych jest dążenie do osiągnięcia jak najlepszych warunków pracy