Sprawa liberalizacji usług od zawsze budziła kontrowersje, wystarczy sobie przypomnieć obawy związane z postacią polskiego hydraulika. To właśnie dzięki zagrywkom politycznym próby rozbudowania realnego rynku usługowego ponad granicami zostały zahamowane, między innymi, dlatego, że unijna dyrektywa usługowa, przyjęta ostatecznie w roku 2006, uległa znacznemu złagodzeniu w porównaniu z pierwotną wersją. Co prawda, dzięki wspomnianej dyrektywie unijny PKB wzrósł o około 101 mld euro (0.8 proc.) i to pomimo tego, iż do tej pory, nie wszystkie kraje wdrożyły ją w pełni.

Dyrektywa w obecnej formie pozwala państwom blokować zagraniczne firmy z racji „polityki publicznej", „zdrowia publicznego" czy „bezpieczeństwa publicznego", i dzięki tej wieloznaczności pracownicy pragnący świadczyć usługi poza własnym krajem nadal napotykają na wiele barier. Według szacowań Komisji, istnieje ponad 800 regulowanych działalności, czyli aby je podejmować trzeba posiadać dedykowane profesjonalne kwalifikacje, z czego ponad jedna czwarta jest regulowana wyłącznie przez tylko jedno państwo członkowskie. Do przykładów należą zawody takie jak fotograf, barman czy pokojówka. Skutek jest taki, że pomimo tego, iż usługi stanowią 71 proc. unijnego PKB, zaledwie 3,2 proc. tego wiąże się handlem wewnątrz unijnym. Dla porównania, 33,6 proc. PKB innych sektorów gospodarki pochodzi z handlu wewnątrz unijnego.

Bardziej ambitny program, złożony z pełnej implementacji obecnej dyrektywy oraz przywróconej zasady pochodzenia, według której każda firma może świadczyć usługi w innym kraju UE według zasad obowiązujących w kraju ojczystym, mógłby zwiększyć unijny PKB o około 294 mld euro (2,3 proc.) obok zdobytych już korzyści, a specyficznie Polska zyskałaby nawet 1,5 proc. dodatkowego wzrostu PKB. Oczywiście nie wszystkie państwa będą gotowe, aby uczestniczyć w takim przedsięwzięciu. Jednak dzięki unijnemu mechanizmowi wzmocnionej współpracy (enhanced co-operation), poszczególna grupa państw może wypracować ściślejszą integrację w sektorze usług. Mechanizm ten został użyty jak dotąd trzy razy w innych dziedzinach, między innymi dla proponowanego podatku od transakcji finansowych.

Do wszczęcia tego mechanizmu potrzeba przynajmniej dziewięciu państw, a już w lutym 2012, dwanaście państw Unii – Wielka Brytania, Holandia, Włochy, Estonia, Łotwa, Finlandia, Irlandia, Czechy, Słowacja, Hiszpania, Szwecja i Polska – w „liście pro wzrostowym" przyjęły na siebie zobowiązanie „otwarcia rynków usług w trybie pilnym, na poziomie zarówno narodowym, jak i unijnym, w celu usunięcia ograniczeń w dostępie i konkurencji". Jeżeli te państwa zdecydują się na szersze otwarcie swoich rynków usług w ramach wzmocnionej współpracy, spowoduje to stały wzrost unijnego PKB o 147,8 mld euro (1.17 proc.). Korzyści ekonomiczne byłyby jeszcze większe, gdyby udało się przekonać inne państwa, jak choćby Niemcy.

Liberalizacja usług poprawi konkurencyjność i przyczyni się do osiągnięcia znaczącego wzrostu gospodarczego w unii. To z kolei przysporzy nowe miejsca pracy, w tym w Polsce. Dodatkowo, byłby to bardzo efektywny sposób na poprawę perspektywy ekonomicznej strefy euro bez konieczności sięgania do kieszeni podatników z krajów północnych. Od strony politycznej, byłby to pozytywny, konstruktywny i pro-europejski sposób na wzmocnienie wspólnego rynku poprzez zaangażowanie krajów znajdujących się poza strefą euro, w tym Wielką Brytanię.