Stan urządzeń ochrony przeciwpowodziowej woła o pomstę do nieba. Co jest ważniejsze, przywrócenie im należytego stanu czy wielkie inwestycje np. w nowe zbiorniki retencyjne?
Zaniedbania są wszędzie i różne działania musimy prowadzić równolegle. Obecnie koncentrują się one w trzech obszarach. Razem z Lasami Państwowymi realizujemy program odtwarzania tzw. małej retencji. Większe nakłady trafiają na utrzymanie infrastruktury przeciwpowodziowej, gromadzenie informacji na ten temat oraz kontrolę tych działań. Co roku kontrolowanych jest np. ok. 700 km wałów przeciwpowodziowych. Trzeci obszar to działania programowe dotyczące budowy nowych zbiorników retencyjnych i innej infrastruktury.
Kolejne raporty NIK, od 1994 r. są druzgocące zarówno dla działań na szczeblu centralnym, jak i na szczeblu samorządowym.
Rzeczywiście część zadań należy do samorządów, i nie radzą sobie z tym zbyt dobrze ze względu na możliwości finansowe. Ale jest też wiele innych problemów. Miasta, ze względu na rozszerzającą się zabudowę, powinny modernizować i rozbudowywać kanalizacje odprowadzające wodę deszczową. Choć nie jest to w sensie dosłownym infrastruktura ochrony przeciwpowodziowej, to jednak ich słaba przepustowość wpływa na coraz większa liczbę podtopień i zalań w aglomeracjach. Ale nie ma na to pieniędzy, bo zawsze są inne priorytety. A gdy pojawił się pomysł tzw. podatku od deszczu, czyli opłaty za opady, samorządy zostały przez media wyśmiane. Tymczasem kolejne utwardzone i zabudowane tereny uniemożliwiają retencję gruntową – woda z tego terenu musi być odprowadzona, za co trzeba zapłacić.
Mniejsze gminy są ganione przez NIK m.in. za brak utrzymywania w czystości rowów przydrożnych...
Za utrzymanie tzw. urządzeń melioracyjnych szczegółowych (takich jak systemy drenażowe, bądź rowy melioracyjne do szerokości 1 metra) odpowiedzialny jest właściciel gruntu. Instrumentów przywoływania do obowiązku właścicieli gruntów jest jednak mało. A udowodnienie, że przez jego zaniedbania doszło do zalania jakiegoś terenu jest właściwie niemożliwe.