Rządowi ekonomiści i ich medialne propagandowe zaplecze (coraz słabsze w obliczu niepowodzenia i powoli wycofujące się z wcześniej zajmowanych pozycji) usiłują argumentować, że obszar niepewności jest tak olbrzymi, iż nie sposób było prawidłowo przewidzieć kształtowanie się makroproporcji gospodarczych i stąd wzięło się załamanie budżetu.
To oczywiście nieprawda; można było i należało to uczynić, jak zresztą robił to niejeden rzetelny analityk i ekonomista. To załamanie na poważną skalę, największą od czasów tzw. dziury Bauca, którą zrobił swą szkodliwą polityką w końcu lat 1990 L. Balcerowicz. Historia jakby się powtarza, tyle że tym razem jest to „dziura Rostowskiego", bo ten nie zdążył uciec i resztki sprzyjających mu mediów nie mogą zwalać odpowiedzialności na jego następcę, choć nadejście nowego ministra finansów to już nieodległa sprawa.
Błąd prognozy czy polityki?
Miałem okazję niedawno spotkać się z premier Chin, Li Keqiangiem, z którym dyskutowaliśmy o uwarunkowaniach i perspektywach rozwoju chińskiej gospodarki oraz jej implikacjach dla gospodarki światowej. Podzielam pogląd, że możliwe jest utrzymanie tempa wzrostu PKB w latach 2013–2022, a więc przez następną dekadę, na poziomie około 7,5 procent średniorocznie.
To blamaż źle pomyślanej i na dodatek źle realizowanej polityki gospodarczej
Dałoby to podwojenie obecnego poziomu dochodu narodowego na głowę (do poziomu bliskiego obecnemu w Polsce), tyle że za lat dziesięć tych chińskich głów będzie z górą miliard 400 milionów. Co zaś tyczy się bieżącego roku, to nadal rząd Chin przewiduje – i słusznie – przyrost PKB o 7,5 procent; tak jak to założył wcześniej. Natomiast nasz rząd już po niespełna pół roku od przepchnięcia (bo to było przepchnięcie) przez parlament źle przygotowanego budżetu rewiduje prognozę – własną, nie cudzą – dzieląc zakładany wskaźnik przez ponad dwa. Miało być 2,5 procent, dobrze będzie, jak nie będzie mniej niż 1 procent...