Kiedy ponad pół roku temu w jednym z wywiadów udzielonych „Rz" Marcin Pery, prezes serwisu filmowego Ipla, mówił, że faktura „all inclusive", obejmująca dostarczanie internaucie wszystkich możliwych usług począwszy od dostępu do sieci przez telewizję cyfrową po inne treści obecne w sieci to już bliska przyszłość, na myśl przychodziły głównie takie płatności, jak comiesięczne abonamenty za rozmaite rozrywki, w rodzaju wideo czy muzyki, a nie kupowanie różnych usług albo produktów.
Tymczasem operator telekomunikacyjny Play właśnie zapowiedział unię ze sprzedającym aplikacje mobilne sklepem Google Play. Grę, czy inny gadżet na komórkę, za chwilę będzie sobie można ściągnąć na smartfona, trochę „na kredyt" bo zapłaci się za to razem z fakturą za abonament telefoniczny. Wkrótce dojdzie do tego zapewne umożliwienie rozliczania tak płatności za filmy, muzykę, e-booki itp. A potem także za zakupy w supermarkecie zamówione przez Internet. Aż do zawrotów głowy towarzyszących potem opłacaniu tak uzbieranej przez 30 dni kwoty na fakturze.
Firmy wprowadzające system „na cyfrowy zeszyt" wykonały ruch bardzo sprytny. Kilkanaście złotych na film czy album z muzyką zawsze łatwiej wydać, gdy nie trzeba od razu robić przelewu. W dodatku może to przysporzyć cyfrowym produktom nowych klientów, bo w Polsce wciąż wiele osób nie płaci w sieci z obawy przed inwigilacją czy wycieknięciem numerów karty kredytowej (jeśli ją w ogóle mają). A bywa, że ciągle nie mają konta bankowego lub nie oswoili się z obsługą rachunku internetowego. Płatności dodawane do faktury operatora komórkowego rozwiązują takie problemy.
Umożliwienie kupowania „na cyfrowy zeszyt" rewolucją stanie się jednak dopiero wtedy, gdy obejmie bardzo szeroką gamę produktów. A do tego, w świecie podzielonym na strefy wpływów rozmaitych firm, pewnie jeszcze długa droga.