Inwestor, który je wiosną kupił wraz  z firmą, chciał tam budować centrum handlowo-komunikacyjne za co najmniej 100 mln  złotych, ale plan przyjęto taki, że może sobie co najwyżej pietruszkę na trawnikach posadzić. Kością niezgody jest budynek dworca, oficjalnie uznany za zabytek z PRL-u, który zdaniem lokalnych władz i urzędników od zagospodarowania przestrzennego, jest symbolem, ikoną i elementem tożsamości Kielc. Inwestor chciał go trochę zasłonić galerią handlową (choć nie wyburzyć), chciał także zmienić układ ruchu na dworcu. Ale teraz mu nie wolno, więc ogłosił, że inwestycji nie będzie, zamyka dworzec i zwalnia pracowników.

Prezydent miasta Wojciech Lubawski nazywa sytuację Bangladeszem i szantażem, ale z jego wypowiedzi wynika, że to prezydent ma w nosie inwestycje i  pożytki dla miasta broniąc wraz z urzędnikami i radnymi cuda wybudowanego w latach 1975-84. Dla jednych to rotunda z kopułą ze świetlikami, dla  innych cycek z pryszczami. Urzędnicy podkreślają jednak, że w Kielcach jest mało zabytków kultury materialnej i cywilizacyjnej (tak dosłownie), więc trzeba ikonę chronić. A prezydent ma plan B – po zamknięciu dworca w centrum, miasto natychmiast otworzy równie dobry nowy gdzie indziej.

Prezydent jest przy tym konsekwentny. Dwa lata temu PKS i tereny kupił deweloper ze Słowacji, ale po roku musiał się wycofać z powodu nieuregulowanego statusu gruntów i, jak to delikatnie ujął, braku odpowiedniego klimatu i akceptacji dla inwestycji.  Ten sam prezydent Lubawski utopił – jak wynika z relacji prasowych – ponad 30 milionów złotych w przygotowania do budowy lotniska pasażerskiego w Kielcach , inwestycji tyleż kosztownej, co ekonomicznie bezsensownej.

Piszę o tym w tygodniu, w którym media, polityków i ekonomistów pochłaniały wyczyny rządu związane z budżetem, progami ostrożnościowymi etc. Tymczasem lokalne decyzje mają równie istotne znaczenie dla mieszkańców jak centralne. Kielce są tylko przykładem, ale jest ich przecież znacznie więcej, wystarczy wklepać w wyszukiwarkę inwestycje – protesty mieszkańców albo inwestycje -  protest radnych.   Oprotestowywane przez mieszkańców,  radnych a czasem burmistrzów i wójtów, są planowane inwestycje w farmy wiatrowe,  biogazownie, przemysł paszowy,   supermarkety i wiele innych.  A  protestujący mieszkańcy Żurawlowa na Zamojszczyźnie z nadzieją czekają na dzień, w którym koncern Chevron wścieknie się i wycofa się z poszukiwań gazu łupkowego. Tylko dlaczego potem wszyscy się skarżą, że dług , deficyt i bieda?

Skoro jednak zjawisko jest powszechne, to nie wolno odmówić także prezydentowi i radnym Kielc  prawa do zablokowania sporej inwestycji. A mieszkańcom prawa do ich ponownego wyboru za dwa lata w uznaniu zasług w obronie śliczności z lat 70. Chcesz to masz.