Odwołał się do starożytnego mitu argonautów poszukujących złotego runa na terenach legendarnej Kolchidy pod dowództwem Jazona. Wielka budowa, wielkie ofiary, a w perspektywie złote runo: socjalistyczny raj. W rzeczywistości jedną z przyczyn ekonomicznego upadku ZSRR była inwestycyjna gigantomania i marnotrawstwo.

Dziś w bezpośrednim sąsiedztwie Kolchidy historia się powtarza. W Soczi i okolicach przez siedem dni w tygodniu, 24 godziny na dobę, pomijając jakiekolwiek względy ochrony środowiska czy interesy zwykłych ludzi, trwa gigantyczna budowa ośrodka olimpijskiego na Igrzyska 2014.

Skala i rozmach wzbudziłyby uznanie samego „batiuszki" Stalina. Budowa centrum sportów zimowych w tropikalnym klimacie, na bagnistych, malarycznych terenach to przedsięwzięcie porównywalne ze stalinowskim zawracaniem rzek czy stawianiem miast na wiecznej zmarzlinie. Kiedy w 2007 roku Rosja przedstawiała kandydaturę Soczi jako gospodarza zimowych igrzysk olimpijskich, padło zobowiązanie inwestycji o wartości 12 miliardów dolarów. Obecnie koszt ocenia się na około 50 miliardów. Podobnie jak w czasach „wielkich budów socjalizmu" pieniądze nie są problemem. Problemem nie są także prawa pracownicze. Robotnicy ściągnięci z całego byłego ZSRR skarżą się na 12-godzinne dniówki, często bez umów i nierzadko bez wynagrodzenia. Pośpiech rodzi partactwo i już wykończone obiekty trzeba wielokrotnie poprawiać, a pięciokrotne przekraczanie kosztorysów jest normą, a nie wyjątkiem.

Złote runo ma jednak jak najbardziej konkretny wymiar, przynajmniej dla niektórych argonautów: tych, którzy przypłynęli ze współczesnym Jazonem: pomysłodawcą i patronem całego projektu. Mam na myśli astronomiczne kontrakty (po 7 i 5 miliardów dolarów, czyli więcej niż cały budżet Igrzysk w Vancouver w 2010 roku) przyznawane wybranym firmom. Nie da się wszystkiego ukryć przed opinią publiczną. Do Soczi docierają dziennikarze, a Borys Niemcow, były wicepremier, a obecny lider opozycji, pisze i publikuje raporty na temat olimpijskich rekordów korupcji. Stalin był w lepszej sytuacji niż obecni włodarze Rosji. Swoje szaleństwa i zbrodnie przykrywał niezłą literaturą.

Andrzej K. Koźmiński, prezydent Akademii Leona Koźmińskiego­