Wymaga przekopania się przez góry unijnej dokumentacji, przy okazji czego na szczeblu europejskim zetrze się wiele opinii przedstawicieli wielu krajów i opcji. I wcale nie jest pewne, czy wyniknie z tego dokładnie to, czego chcieliby akurat polscy wydawcy. Dodatkowo na ich niekorzyść działa czas – łatwiej zmieniać stawki VAT na e-prasę i e-książki dzisiaj, gdy jeszcze nie stanowią wielkiej rynkowej siły, niż za kilka lat, kiedy mogą zacząć przynosić wiecznie poszukującemu nowych źródeł wpływów państwu wyższe wpływy.

Aż korci, żeby znowu przypomnieć unijnym prawnikom i politykom, iż za ich pensje i z ich wykształceniem powinno się jednak chyba dłużej zastanawiać nad przyjmowanymi zmianami, skoro potem mają one wpływ na portfel każdego mieszkańca krajów UE. W przypadku gazet i książek jest to wyraźnie widoczne każdego dnia. Z badań wydawców książek wynika np., że czytelnicy nie rozumieją, dlaczego za elektroniczną książkę muszą często płacić tyle samo, co za papierową, choć, by powstała, nie padło żadne drzewo i nie ruszyła żadna maszyna drukarska. Większości nie interesuje żaden VAT, za to uważa, że cena e-booka powinna wynosić połowę ceny papierowej książki.

I ma rację. Podobnie jak domagający się zmian w prawie wydawcy, którzy – chcąc iść z duchem czasu – proszą właściwie tylko o to, żeby im w tym nie przeszkadzano tworzeniem nowych absurdalnych barier.