Drobne przypomnienie dla osób, które nie pasjonują się historią: luddyści to radykalny ruch społeczny działający w Wielkiej Brytanii na początku XIX w. Byli to głównie rzemieślnicy i chałupnicy buntujący się przeciwko nowemu porządkowi gospodarczemu, jaki przyniosła rewolucja przemysłowa. Podczas swoich akcji protestacyjnych wdzierali się do fabryk i niszczyli maszyny, w których upatrywali przyczyn swojej nędzy.

Czemu Summers nazwał Rajana luddystą? Czyżby wybitny indyjski ekonomista, były oficjel z Międzynarodowego Funduszu Walutowego chodził po fabrykach i tłukł maszynerię młotkiem? Nic z tych rzeczy. Rajan po prostu ośmielił się zwrócić uwagę na niebezpieczeństwa związane z gwałtownie rozwijającym się rynkiem derywatów, szczególnie tych powiązanych z amerykańskim rynkiem subprime. Co więcej, zrobił to przed kryzysem, czyli w czasach, w których eksperci tacy jak Summers przekonywali, że różnego rodzaju skomplikowane derywaty oparte na długu zaciągniętym przez finansowych analfabetów przesiadujących w fast foodach, tudzież CDS-y ubezpieczające te instrumenty pochodne są szczytem nowoczesnej myśli kapitalistycznej, produktem geniuszu oraz drogą do dobrobytu i niewyobrażalnych zysków a każdy kto uważa, że wolny rynek sam sobie nie poradzi z ich regulowaniem jest idiotą.

Tak się akurat składało, że za kadencji Clintona Summers mocno angażował się w przepchnięcie ustawy Gramma-Leacha-Blileya, mocno ograniczającą nadzór nad rynkiem tych wspaniałych instrumentów finansowych. W następnych latach, gdy odszedł z rządu, dorobił się majątku na doradzaniu funduszom hedgingowym obracającym derywatami. Sam się też jednak „przejachał" na tych instrumentach. Gdy kierował Uniwersytetem Harvard pozwolił, by uczelnia zawarła szereg kontraktów swapów, na których straciła później kilkaset milionów dolarów. No cóż, być może Summers wzbogacił się od tego czasu o nowe doświadczenia i gdy zostanie już szefem Fedu przeprosi Rajana za swoje słowa...