Prowokacyjne pytania publicysty w stylu: „czy państwo zbankrutuje, jeśli kelner będzie zarabiał o połowę więcej?”, wcale nie służą wyjaśnieniu mechanizmów gospodarczych. Tymczasem są one zadawane na serio poważnym ludziom. Pytający nie oczekuje jednak, że usłyszy odpowiedź. Choćby taką, że to nie państwo płaci kelnerom. Zresztą cały system pojęć i wiedzy tego proroka lewicy jest mocno ograniczony i dziwnie zbieżny z programem PO – „polskiego dobra narodowego”.

Żeby trzymać się tylko modnego ostatnio tematu funduszy emerytalnych – publicysta „Polityki” uważa, że są to instytucje, które niszczą gospodarkę oraz że oszczędzanie i planowanie w horyzoncie 50-letnim (jak to jest w przypadku emerytur) w ogóle jest bez sensu. A wszyscy, którzy bronią tego systemu emerytalnego (czyli oszczędzania na starość pieniędzy, a nie obietnic), są albo pod urokiem magii rynku kapitałowego, albo są osobiście zainteresowani w utrzymaniu OFE.

Oczywiście, świętym prawem publicystów jest głosić takie poglądy, jakie chcą. Tak jak świętym prawem czytelników jest czytanie tego, co chcą. Osobiście korzystam zwłaszcza z tego drugiego prawa. Niedawno dowiedziałem się jednak, że Jacek Żakowski stwierdził w kontrolowanym przez Agorę Radiu TOK FM, iż to, co „Rzeczpospolita” pisze, broniąc oszczędności Polaków w OFE, jest tak bardzo nierzetelne, że czytelnicy porzucają naszą gazetę.

Nie będę odnosił się do śmiesznego zarzutu nierzetelności „Rz”, ale publicysta w jednym ma rację – rynek poważnych gazet przechodzi turbulencje. Jednak według ostatnich danych to „Gazeta Wyborcza”, która systematycznie publikuje rewelacje pana Żakowskiego w eksponowanym miejscu, zmniejszyła swoją sprzedaż o 17 procent, czyli wyraźnie więcej niż „Rzeczpospolita”. A to rzeczywiście potwierdzałoby jego tezę, że czytelnicy nie lubią nierzetelności.