Wprawdzie śpiewał o zgoła innych kwestiach niż finanse czy rynek papierów wartościowych, ale nie zmienia to faktu, że to właśnie z tym wersem piosenki skojarzyło mi się – jak najbardziej finansowe – ćwierknięcie Twittera. Rynek giełdowy w USA obiegła wiadomość, że spółka z logo w kształcie błękitnego ptaszka wybiera się na giełdę i złożyła już w Komisji Papierów Wartościowych i Giełd prospekt emisyjny. W dobie mediów społecznościowych nie mogło być inaczej: wpis o ważnym wydarzeniu dla spółki musiał pojawić się w pierwszej kolejności w takim medium: twitt na Twitterze. To nie pierwszy zresztą raz, gdy media społecznościowe próbują wchodzić w rolę opiniotwórczych dostawców najnowszych informacji. Swój profil na Facebooku do komunikacji z inwestorami wykorzystał prezes Netfliksa, powodując skokowy wzrost kursu akcji firmy. Takie rzeczy tylko w Stanach.
U nas najwyżej przymiarki. Jakiś czas temu miałam wymianę zdań z przedstawicielami Facebooka i Twittera. „Czy wykorzystanie przez spółki notowane na warszawskiej giełdzie narzędzi, takich jak Facebook czy Twitter do publikacji informacji obowiązkowych to dobry pomysł? " – zapytywali. Diabeł tkwi w szczegółach. Jednak czuję wewnętrzny opór na myśl, że Twitter i Facebook miałyby stać się kanałem informacji równoważnym wobec systemu pilnowanego przez nadzór giełdowy. Choćby dlatego, że z Twittera korzysta w Polsce 300 tys. osób (inwestorów indywidualnych jest kilka razy więcej). Media anglojęzyczne skupiają się na innym wątku. Nie wiadomo, ile czasu będą mieli inwestorzy na analizę danych Twittera, zanim podejmą decyzję o zakupie akcji. Oby więcej niż trwa ćwierknięcie.