Rz: Przy wysokim bezrobociu wśród młodych ludzi trochę w cień usunęła się głośna przed kilkoma laty kwestia zatrudnienia pracowników 50+, wśród których teraz przybywa osób bez pracy. Czy problemem jest niechęć firm, czy sami pracownicy?
Andrzej Martynuska:
Problem jest często w głowach samych pracowników, którzy nagle zdają sobie sprawę, że w wielu dziedzinach zaczynają ich wyprzedzać młodsi. W wielu firmach nie ma mechanizmów pokazujących walory tych osób, które może nie są tak obyte z nowymi technologiami, nie uczą się tak szybko, ale mają coś bardzo cennego – doświadczenie. To kwestia zarządzania w przedsiębiorstwach; czy widzą walor w doświadczeniu, czy też nie.
Jak pan ocenia, czy widzą?
Coraz więcej firm widzi, ale nadal wielu pracodawców woli zatrudnić kogoś młodego, niż radzić sobie ze starszymi pracownikami. Bo ci często inaczej patrzą na świat, inaczej postrzegają wartości – co nie znaczy, że gorzej. Nie stworzyliśmy skutecznych mechanizmów, by firmom zależało na utrzymaniu równowagi wiekowej, by mieć młodych, którzy wnoszą określone wartości, i starszych, którzy ich uzupełniają m.in. doświadczeniem. Mamy zresztą takie doświadczenie w naszym urzędzie – przed kilkoma laty, gdy zajęliśmy się funduszami strukturalnymi i nie mieliśmy środków na zatrudnienie specjalistów, przyjmowaliśmy absolwentów prosto po studiach. W pewnym momencie 80 proc. pracowników stanowili ludzie z góra dwuletnim stażem pracy, ale urzędowi groziła dezorganizacja.