Czas na pozytywne niespodzianki

W 2014 roku zarówno wzrost gospodarczy, jak i wskaźniki fiskalne mogą być lepsze, niż zakładają prognozy budżetowe – ocenia główny ekonomista banku Citi Handlowy na region Europy Środkowej.

Publikacja: 08.10.2013 11:41

Czas na pozytywne niespodzianki

Foto: Rzeczpospolita

Do Sejmu trafił projekt przyszłorocznego budżetu, a wraz z nim oficjalny zestaw prognoz rządowych. Niemal co roku te liczby są poddawane dokładnemu przeglądowi przez analityków z sektora prywatnego, a część firm nawet wykorzystuje je jako wsad w przygotowywanych planach finansowych.

Uwaga mediów koncentruje się na tych prognozach głównie wtedy, kiedy prognozy są utrzymane na zbyt optymistycznym poziomie i wówczas stają się częstym celem komentarzy. Tak było choćby w ubiegłym roku, gdy część założeń na 2013 rok została przyjęta na poziomie, który już pod koniec roku wydawał się zbyt optymistyczny. Tym razem jednak mamy do czynienia z odwrotną sytuacją i w 2014 roku zarówno wzrost gospodarczy, jak i wskaźniki fiskalne mogą być lepsze, niż zakładają prognozy budżetowe.

Eksport i wydatki publiczne pomogą

Powodów do optymistycznych przewidywań jest kilka. Jednym z nich są po prostu oznaki ożywienia u naszych głównych partnerów handlowych, które już zaczęły się przekładać na wzrost zamówień eksportowych oraz ożywienie w produkcji przemysłowej. Nie jest to na razie szczególnie silny wzrost, a przynajmniej nie tak mocny, jak pokazywałyby wskaźniki koniunktury, ale po długiej recesji w strefie euro jest to istotna i mile widziana odmiana.

Efektem poluzowania fiskalnego będzie zapewne wzrostu PKB w kraju i to dzięki silniejszemu zwiększeniu się popytu krajowego, a nie tylko eksportu

Do tego dochodzą nieco bardziej przekonujące oznaki stabilizacji na rynku pracy w kraju, przejawiające się zarówno spadkiem bezrobocia, jak i wyhamowaniem spadku zatrudnienia.

Trzeci i dotychczas często niedoceniany argument dotyczy złagodzenia polityki fiskalnej. Na skutek przekazania części aktywów oraz przekierowania przynajmniej części składki z otwartych funduszy emerytalnych do ZUS stworzona zostanie dodatkowa przestrzeń fiskalna, która zapewne częściowo będzie „zagospodarowana".

Choć spadający deficyt w Polsce może sprawiać wrażenie, że polityka fiskalna w przyszłym roku będzie wyraźnie zacieśniana, w rzeczywistości będzie ona zapewne łagodniejsza, niż sugerowały wcześniejsze szacunki. Popularną miarą restrykcyjności polityki fiskalnej jest deficyt fiskalny obliczony po odjęciu wydatków związanych z obsługą długu, czynników jednorazowych oraz pozbawiony wpływu wahań sezonowych. Choć sam projekt budżetu na 2014 rok nie zawiera takich wielkości, można szacować, że wbrew wcześniejszym planom, przyszły rok bynajmniej nie przyniesie wyraźnej poprawy tego wskaźnika.

Takie odejście od restrykcyjnej polityki fiskalnej – o ile okaże się umiarkowane w swojej skali – może być uzasadnione, szczególnie biorąc pod uwagę to, że wzrost PKB wciąż utrzymuje się obecnie około 2 proc. poniżej poziomu potencjału. Efektem tego poluzowania fiskalnego będzie zapewne przyspieszenie PKB w kraju, i to dzięki silniejszemu wzrostowi popytu krajowego, a nie tylko wzrostowi eksportu.

Wzrost powyżej, a deficyt poniżej prognoz

Sam budżet zakłada wzrost gospodarczy w 2014 roku na poziomie 2,5 proc. i choć jest to poziom zbliżony do konsensusu, to szanse na pozytywną niespodziankę są duże. Biorąc pod uwagę znaczną niepewność dotyczącą tego, w jaki sposób zostanie wykorzystana przestrzeń fiskalna, które podmioty będą wydawać dodatkowe środki i na jakie projekty one zostaną przeznaczone, dokładny wpływ wydatków na PKB jest trudny do oszacowania. Tym bardziej że część polityki rządowej wspierającej wzrost gospodarczy będzie prowadzona za pośrednictwem podmiotów pozostających poza sektorem finansów publicznych, takich jak Bank Gospodarstwa Krajowego lub Polskie Inwestycje Rozwojowe, co ogranicza możliwość oceny mnożników „fiskalnych".

Niemniej sama skala zmian zachodzących w polityce fiskalnej oraz quasi-fiskalnej (rozumianej jako wydatki PIR oraz programy sponsorowane przez BGK) oraz ożywienie zagraniczne sprawiają, że wzrost gospodarczy na poziomie 3 proc. lub nieznacznie wyższym w przyszłym roku wydaje się scenariuszem prawdopodobnym.

Mieszanka niższego deficytu w rachunku obrotów bieżących i mniejszego deficytu fiskalnego prawdopodobnie będzie dla wielu inwestorów czynnikiem, który powinien działać jako stabilizator, ograniczając częściowo negatywne efekty

Poprawa perspektyw wzrostu gospodarczego najprawdopodobniej będzie szła w parze z cykliczną poprawą wskaźników budżetowych. Przewidywane dochody w znowelizowanym budżecie na rok bieżący są już zaplanowane na relatywnie ostrożnym poziomie, szczególnie w przypadku wpływów z tytułu VAT. Między innymi dzięki temu tegoroczny deficyt budżetowy może być o około 7–10 mld zł niższy niż planowane 51,6 mld zł.

Również w przyszłym roku szybszy wzrost gospodarczy powinien pozwolić osiągnąć wpływy z podatków pośrednich o około 6 mld zł wyższe, niż zakłada budżet. Gdyby do tego dodać wpływ prawdopodobnego ograniczenia przyszłorocznych wydatków (tradycyjnie część wydatków nie jest wykonywana co roku), deficyt w 2014 roku może być o 6–13 mld zł niższy od planu. To już powoduje, że potrzeby pożyczkowe planowane przez Ministerstwo Finansów mogą ukształtować się znacznie poniżej planu, będąc źródłem pozytywnej niespodzianki dla rynków finansowych.

Stabilizator na złe czasy

Co to oznacza dla postrzegania Polski przez inwestorów? Doświadczenia z poprzednich dekad pokazują, że okresy zacieśnienia polityki monetarnej w Stanach Zjednoczonych zazwyczaj bywały katalizatorem odpływu kapitału z rynków wschodzących i nie ma powodu, aby sądzić, że teraz będzie inaczej.

Wrześniowa decyzja amerykańskiego banku centralnego, który postanowił podtrzymać dotychczasowe tempo zakupów aktywów, nie oznacza bynajmniej, że do zacieśnienia polityki monetarnej w Stanach Zjednoczonych nie dojdzie. Oznacza ona tylko to, że rynki otrzymały trochę więcej czasu, a zakupy aktywów będą ograniczane prawdopodobnie w 2014 roku. Można się domyślać, że w sytuacji ewentualnego znacznego odpływu kapitału z rynków wschodzących Polska nie będzie zapewne wyjątkiem i odczuje efekt globalnych trendów.

Niemniej mieszanka niższego deficytu w rachunku obrotów bieżących i mniejszego deficytu fiskalnego prawdopodobnie będzie dla wielu inwestorów czynnikiem, który powinien działać jako stabilizator, ograniczając częściowo negatywne efekty. W przeciwieństwie do wielu innych rynków wschodzących kraje Europy Środkowej, w tym Polska, były od upadku banku Lehman Brothers uznawane przez inwestorów za bardziej ryzykowne, choćby ze względu na geograficzną oraz ekonomiczną bliskość pogrążonej w kryzysie strefy euro.

Większość   doskonale zna ryzyko związane z tym regionem świata, podczas gdy systematycznie ignoruje (a przynajmniej ignorowała) zagrożenia pojawiające się w innych krajach wschodzących. Na tym tle mamy szansę pozytywnie się wyróżnić, a szybszy wzrost gospodarczy i lepsze wskaźniki fiskalne powinny w tym pomóc.

Do Sejmu trafił projekt przyszłorocznego budżetu, a wraz z nim oficjalny zestaw prognoz rządowych. Niemal co roku te liczby są poddawane dokładnemu przeglądowi przez analityków z sektora prywatnego, a część firm nawet wykorzystuje je jako wsad w przygotowywanych planach finansowych.

Uwaga mediów koncentruje się na tych prognozach głównie wtedy, kiedy prognozy są utrzymane na zbyt optymistycznym poziomie i wówczas stają się częstym celem komentarzy. Tak było choćby w ubiegłym roku, gdy część założeń na 2013 rok została przyjęta na poziomie, który już pod koniec roku wydawał się zbyt optymistyczny. Tym razem jednak mamy do czynienia z odwrotną sytuacją i w 2014 roku zarówno wzrost gospodarczy, jak i wskaźniki fiskalne mogą być lepsze, niż zakładają prognozy budżetowe.

Pozostało 88% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację