Wspomniany WIG pnie się w górę od czerwca ubiegłego roku, a jeśli załamanie z 2011 r. uznać tylko za korektę, to hossa trwa od początku 2009 r. Ostatni okres pokazuje jednak, że rodzimy rynek rozpędził się już na dobre – obroty dzienne znów zaczęły sięgać 1 mld zł, a sesje spadkowe są znacznie mniej dotkliwe niż te wzrostowe. Efekt jest taki, że akcje drożeją, a indeksy zdobywają nowe szczyty. Według wielu ekspertów cel trwającej hossy to szczyt z lipca 2007 r., czyli 67 772 pkt. Dziś kurs indeksu WIG znajduje się tuż pod poziomem 55 tys. pkt, więc miejsca na wzrost jest dużo.
Optymizm ekspertów giełdowych nie wynika tylko z wyglądu samych wykresów, ale przede wszystkim z obiecującego otoczenia makroekonomicznego. Dołek cyklu gospodarczego został ustanowiony w pierwszym kwartale tego roku, więc teraz czas na ożywienie. Jego pierwsze symptomy już widać. Według ostatnich odczytów PKB Polski w III kwartale wzrosło rok do roku o 1,9 proc., czyli o 0,3 pkt proc. więcej niż oczekiwali analitycy.
Poprawa sytuacji gospodarczej idąca w parze z dobrą koniunkturą giełdową zachęca inwestorów do lokowania pieniędzy na parkiecie. Napływy do funduszy akcyjnych były w ostatnich miesiącach najwyższe od kilku lat, a zainteresowanie debiutem PKP Cargo i bardzo udane wejście tej spółki na giełdę pokazują, że kupujących w Warszawie nie brakuje.
Na głównym rynku mamy ponad 400 spółek. Są wśród nich firmy z różnych branż – od nabierającej rozmachu biotechnologii, po surowcowe giganty jak KGHM, i o różnej kapitalizacji - od kilku milionów do kilkudziesięciu miliardów złotych. Jest więc w czym wybierać. A w obliczu niskich stóp procentowych warto pomyśleć o ulokowaniu części oszczędności na rynku kapitałowym. Trzeba to oczywiście robić rozważnie, bo „zabawa" z giełdą zawsze jest obarczona podwyższonym ryzykiem. Na razie nie widać jednak oznak słabości, więc warto sprawę przemyśleć, bo szkoda byłoby przegapić ten „pędzący pociąg".