Do tego dochodzą opisywane dzisiaj w „Rz" efekty podwyżki akcyzy na mocne alkohole, której niektórzy producenci mogą nie przetrwać. Owszem, mieli oni okres żniw pod koniec roku, kiedy rynek brał wszystko, byle po starych stawkach. Teraz jednak na tymże rynku zapanowała kompletna flauta.

Można nie mieć jakichś szczególnie ciepłych uczuć wobec producentów alkoholi, papierosów czy koncernów motoryzacyjnych. Pewnie podnoszone przez nich larum to przynajmniej częściowo element lobbingu. Ale warto spojrzeć na te procesy z innej strony. Problem VAT na auta mocno zdezorientował przedsiębiorców. Są tacy, którzy na tym wygrali, i są tacy, którym przeciągający się brak jasności dotyczący przepisów najzwyczajniej zaszkodził w prowadzeniu biznesu.

Jeszcze bardziej skomplikowana sytuacja dotyczy przemysłu spirytusowego. Zacznijmy od tego, że upadek któregoś z producentów oznacza kilkuset nowych bezrobotnych. Ale też podwyżka akcyzy – co już parę razy przerabialiśmy – może doprowadzić do długotrwałego spadku produkcji legalnego alkoholu. Przemyt i pędzenie na lewo zrobią swoje.

Zawsze przy tego rodzaju okazjach zastanawiam się, na ile rzetelnie policzono ewentualne dodatkowe wpływy do państwowej kasy? Przecież nie są to proste równania oparte wyłącznie na danych dotyczących konsumpcji tego czy innego alkoholu. Trzeba założyć spadek sprzedaży, wzrost szarej strefy i koszty w postaci na przykład wspomnianych trudności czy wręcz bankructw producentów. Wpływy z akcyzy mogą być dużo mniejsze, niż obiecywano sobie po podwyżce. Trzeba to brać pod uwagę, ale czy naprawdę wzięto? Czy znów dominowało myślenie, że jakoś to będzie?