Wyciągnęły wnioski z błędów drogowców i budowniczych stadionów. Z przerwanej w atmosferze skandalu budowy odcinka autostrady A2 do Warszawy, z protestów nieopłaconych podwykonawców i opóźnień w wykonaniu inwestycji...
Energetycy nie narzekali, że prawo zamówień publicznych narzuca im wybór według najniższej ceny. ?Nie wzywali do jego zmiany. Po prostu sięgnęli po narzędzie, które od lat to prawo daje zamawiającym, ?a z którego niemal nikt nie korzystał.
Zachowali się inaczej niż typowi polscy urzędnicy, którzy zlecając wykonanie prac, nagminnie zasłaniają się najniższą ceną, bo tak bezpieczniej. Szef pochwali za zaoszczędzenie pieniędzy (przecież w przetargach trwa cenowa walka na noże). A w razie – nie daj Boże – pytań prokuratora łatwo będzie wykazać, że przetarg był krystalicznie czysty. To nic, że wykonawca zażąda dopłaty ?i zejdzie z placu budowy, gdy uzna, że kontrakt mu się już nie opłaca.
Tymczasem polskie prawo pozwala na wybór oferty ?w oparciu o cenę oraz – tu zacytuję ustawę – „inne kryteria odnoszące się do przedmiotu zamówienia, w szczególności jakość, funkcjonalność, parametry techniczne, zastosowanie najlepszych dostępnych technologii w zakresie oddziaływania na środowisko, koszty eksploatacji, serwis oraz termin wykonania zamówienia".
Owszem, kryteria jakościowe bywają dopisywane do warunków przetargów, np. drogowych, ale mają znaczenie marginalne. I konia z rzędem temu, kto znajdzie zamówienie np. na remont ulicy w centrum miasta z premią za szybsze oddanie do użytku. Chociaż można, wystarczy pomyśleć.