Reklama

Czym nam grozi konflikt na Wschodzie

Kiedy na wschód od naszej granicy rozgrywa się dramatyczny konflikt, nie sposób nie zadać sobie pytania: jakie konsekwencje może on mieć dla nas w sferze gospodarczej?

Publikacja: 04.04.2014 07:59

Witold M. Orłowski, główny ekonomista PwC w Polsce

Witold M. Orłowski, główny ekonomista PwC w Polsce

Foto: Fotorzepa, RP Radek Pasterski

Na razie to tylko wróżenie z fusów, nie wiemy nawet, co się jutro może zdarzyć na granicy ukraińsko-rosyjskiej. Nie wiemy, co tkwi w głowie Władimira Putina: na ile zachowuje się on jak kontrolujący wydarzenia i ważący ryzyko gracz, a na ile – według słów Angeli Merkel – jak człowiek, który „stracił kontakt z rzeczywistością".

Nie wiemy, jak szybko ukształtuje się na Ukrainie sprawna władza, zdolna zapanować nad politycznym i gospodarczym kryzysem. No i oczywiście nie wiemy, na ile twarde słowa Amerykanów o nowym podejściu do współpracy Zachodu z Rosją pozostaną tylko fasadową retoryką, nad którą może już wkrótce zatriumfować zasada „business as usual". A jednak zastanawiać się warto, bo warto być gotowym na różne scenariusze.

Wiemy już, co się stało na pewno. Na pewno Ukraina wpadła w ciężki kryzys finansowo-gospodarczy, którego konsekwencją musi być ostry spadek PKB i dewaluacja waluty. Jak się wydaje, Rosja też już płaci za swoje działania i wystraszenie inwestorów, choć oczywiście tylko w formie wyhamowania wzrostu i osłabienia rubla, a nie załamania.

Wszystko to oznacza, że nasz eksport na Wschód się w tym roku zmniejszy – prawdopodobnie mocno w przypadku Ukrainy, znacznie mniej – Rosji (chyba że rosyjscy inspektorzy dziwnym zbiegiem okoliczności odkryją groźne mikroby lub wady techniczne w kolejnych polskich produktach). Nasz eksport na oba rynki (plus Białoruś) to ok. 9 proc. całości albo odpowiednik 3,5 proc. naszego PKB. Zakładając spadek eksportu na Ukrainę o 30 proc. i do Rosji o 10 proc., otrzymamy ujemny wpływ na PKB rzędu pół punktu procentowego. Sporo, ale nie dramatycznie. Oczywiście z wyłączeniem tych producentów, których dochody zależą w znacznym stopniu od eksportu na Wschód.

Przed wybuchem ukraińskiego kryzysu wzrost PKB w Polsce prognozowano na ok. 3 proc., więc nawet jego przyhamowanie nie wywoła groźby recesji, co najwyżej nieco słabszy wzrost. Na razie broni nas i to, że perspektywy gospodarcze Unii, dokąd trafia osiem razy więcej naszego eksportu niż na Wschód, wyglądają całkiem dobrze.

Reklama
Reklama

Czy na tym jednak się skończy? Czarne scenariusze można oczywiście mnożyć, zaczynając od pogłębienia się wojny handlowej Rosji z Zachodem, w której pewnie bylibyśmy jedną z najciężej dotkniętych ofiar. Gorzej wygląda tylko sytuacja krajów bałtyckich, gdzie eksport na Wschód stanowi średnio ponad 25 proc. całości i odpowiada 12 proc. PKB.

Prawdziwym gospodarczym wstrząsem byłyby jednak dopiero znaczne zakłócenia w dostawach gazu (bardziej od nas dotknięte byłyby zapewne kraje otrzymujące gaz z Rosji ukraińskimi gazociągami). To byłaby jednak prawdziwa ekonomiczna wojna atomowa, rujnująca Rosję bardziej niż Zachód – więc bardzo mało prawdopodobna.

Witold M. Orłowski główny ekonomista PwC w Polsce

Opinie Ekonomiczne
Pierwsza wiceprezes BGK: Nowy potencjał emisji obligacji
Opinie Ekonomiczne
Cezary Szymanek: Katastrofa na razie odwołana
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Kraj ludzi dawniej szczęśliwych
Opinie Ekonomiczne
Prof. Sławomir Mikrut: Jak AI może przyspieszyć inwestycje w infrastrukturę
Opinie Ekonomiczne
Aleksandra Fandrejewska: Istnienie „a” nadaje sens alfabetowi
Reklama
Reklama