Uber to twórca aplikacji na smartfony pozwalającej w łatwy sposób zamówić taksówkę – w sensie funkcjonalnym, a nie prawnym, bo w niektórych krajach wezwać można także zweryfikowanego przez firmę kierowcę nie posiadającego licencji na przewóz osób. Aplikacja ułatwia również dzielenie się taksówką przez kilku pasażerów.

Spółka jest na dobrej drodze, aby zrewolucjonizować rodzimy rynek przewozowy, choć „rzecznicy interesów konsumentów" nie wróżyli jej sukcesu. Twierdzili, że potencjalnych użytkowników aplikacji zniechęci praktykowane przez Uber różnicowanie cen. Krótko mówiąc, w porach, w których jest sporo oczekujących na taksówkę, a jednocześnie niewielu dostępnych kierowców – np. nocą – cena za przewóz rośnie, aby zrównać popyt z podażą. Zdarza się, że jest wówczas kilkukrotnie wyższa, niż standardowa opłata za przewóz. W innych okolicznościach Uber pozwala jednak na transporcie oszczędzić.

Niedawno Uber zaczęła oferować swoje usługi w Europie Zachodniej. Tam też znaleźli się obrońcy konsumentów: korporacje taksówkowe. Najpierw we Francji domagały się one wprowadzenia zakazu odbierania klienta szybciej, niż po 15 minutach od momentu, gdy złożył zamówienie. Miał dotyczyć tylko innych przewoźników, niż licencjonowane taksówki. Zakaz w lutym br. utrącił jednak Trybunał Konstytucyjny. W ostatnich dniach do walki z Uber skutecznie włączyli się taksówkarze z Brukseli i Berlina. W obu miastach sądy zakazały stosowania aplikacji.

Trzeba przyznać, że na orzeczenie brukselskiego sądu przytomnie zareagowała unijna komisarz ds. agendy cyfrowej Neelie Kroes. – Tu nie chodzi o ochronę pasażerów, tylko karteli taksówkowych – powiedziała. Jak dodała, tego typu zakazy tworzą wizerunek UE jako nieprzyjaznej dla nowych technologii. Nic dodać.

Nawet jednak jeśli za słowami komisarz nie pójdą żadne czyny, może się okazać, że zachodnioeuropejscy taksówkarze opierając się postępowi strzelili sobie w kolano. Przed konkurencją bronią się z reguły ci, którzy wiedzą, że ich zyski nie odzwierciedlają ich użyteczności dla mających wybór klientów, tylko rozmaite przywileje, np. prawne. Protestując, taksówkarze zwracają uwagę nieświadomych jeszcze tego pasażerów na swoją uprzywilejowaną pozycję.  A tym ostatnim nie może się to podobać.