Komisja Europejska i Parlament Europejski zdominowane przez entuzjastów Unii prowadziły politykę kulturowej ekspansji wartości europejskich, w których najsilniej była promowana tolerancja dla miłośników wielofunkcyjnego odbytu. Przepisy unijne coraz silniej wpływały na życie obywateli w krajach Unii, a w Brukseli jest około 30 tys. lobbystów, którzy pilnują, żeby uchwalane prawo nie naruszało interesów korporacji, które reprezentują. Na naszych oczach powstawała jedna wspólna Europa, w której obywatele mogli poruszać się i – ostatnio – pracować w dowolnym kraju prawie bez przeszkód. Ponad ?2 miliony Polaków skorzystało z tej możliwości, opuszczając zieloną wyspę. W wielu krajach wprowadzono wspólną walutę euro, żeby jeszcze bardziej pogłębić integrację gospodarczą i finansową. Ludzie zadłużali się na potęgę, kupując na kredyt lepszy standard życia. Było pięknie jak w bajce, aż przyszedł zły kryzys i wszystko popsuł.
Od kilku lat mamy przeciwne trendy. Partie, które chcą ograniczenia roli Brukseli lub nawet rozpadu Unii Europejskiej, rosną w siłę. W Wielkiej Brytanii UKIP prowadzi w sondażach, we Francji Front Narodowy jest także liderem. We Włoszech partia komika Beppe Grilla, która występuje przeciw euro i przeciw unijnej biurokracji, jest na drugim miejscu. W Niemczech mimo dobrej sytuacji gospodarczej eurosceptyczna AfD w sondażach przekracza próg wyborczy, podobnie Nowa Prawica w Polsce, której lider, Janusz Korwin Mikke, planuje przekształcić Parlament Europejski w burdel. Te trendy widać w większości pozostałych krajów w UE.
Europejczycy odrzucili politykę zbyt głębokiej integracji Europy i głosują na te partie, które obiecują przesunięcie wajchy w drugą stronę, zamiast rosnącej roli Brukseli wolą silne państwo narodowe, odrzucają agresywną unijną kampanię tolerancji i głosują za powrotem narodowych tradycji i wartości. Chcą, żeby silne państwo chroniło lokalne firmy i lokalne miejsca pracy przez globalną konkurencją, co zresztą już się dzieje.
Po wyborach 25 maja eurosceptycy będą mieli w europarlamencie od 140 do 200 mandatów ?wobec 60 mandatów obecnie. Już teraz szefowie rządów narodowych muszą modyfikować swoje działania, żeby utrzymać popularność swoich partii w coraz bardziej eurosceptycznych społeczeństwach. Gdy opadnie kurz wyborczy, wyłoni się inna Unia Europejska niż ta, którą znaliśmy do tej pory. Ważne, żeby w końcu zrozumiały to elity polityczne w Polsce.
Autor jest profesorem i rektorem Akademii Finansów i Biznesu Vistula w Warszawie