Przeciwstawienie: albo wzrost gospodarczy, albo oszczędzanie, ponownie wróciło do europejskiej debaty publicznej po zwycięstwie populistów w wyborach do Parlamentu Europejskiego w maju. Hiszpania zaanonsowała niedawno nowy program pobudzania koniunktury, Francja i Włochy zapowiadają podobne kroki.?Rządy wielu krajów południa Europy muszą reagować na zalew populizmu, dlatego zapowiadają obniżki podatków w połączeniu z nowymi wydatkami mającymi ożywić koniunkturę. Kroki te mają być finansowane łagodzeniem kryteriów oszczędnościowych. Z pewnością kwestią czasu jest żądanie tworzenia kolejnych programów unijnych. Trudno się pogodzić z sytuacją, w której co czwarty Hiszpan jest bezrobotny, nie usprawiedliwia to jednak podejścia, że najbardziej słuszny cel uświęca każde środki.
Czas redukcji długów
Gwałtownie formułowany w wielu krajach UE postulat poluzowania europejskich reguł fiskalnych byłby nieadekwatną odpowiedzią na problemy gospodarcze południa Europy. Budżety niemal wszystkich tych krajów nie są w stanie wytrzymać nowych wydatków mających rzekomo stymulować ich gospodarki. Dług publiczny w Hiszpanii przekroczy w tym roku 100 proc. PKB, we Włoszech i Grecji jest on znacznie wyższy. Dlatego zapotrzebowanie na politykę gospodarczą, która napędza gospodarkę ekspansywnymi środkami, jest dzisiaj mniejsze niż dwa czy trzy lata temu. Teraz nadszedł czas redukcji długów nagromadzonych w czasie ostatnich pięciu lat kryzysowych.
Fakt utrzymywania ekstremalnie wysokiej stopy bezrobocia w wielu krajach UE ma przede wszystkim przyczyny strukturalne. Dlatego też problem ten może być rozwiązany wyłącznie przez reformy rynków pracy w poszczególnych krajach, a o tym jakoś wiele się nie mówi. W tym kontekście należałoby zgłosić kilka uwag do polityki Europejskiego Banku Centralnego. Główna teza jego szefa Maria Draghiego to przekonanie, że utrudnienia w dostępie – w szczególności małych i średnich firm – do finansowania bankowego hamują wzrost gospodarczy, co z kolei stymuluje presję deflacyjną. Problem polega na tym, że wbrew stwierdzeniom szefa EBC rynki kredytowe na południu Europy blokują się nie tylko po stronie podażowej, ale przede wszystkim popytowej. Według Bank Lending Survey EBC popyt netto na finansowanie dłużne przedsiębiorstw strefy euro w I kw. 2014 wzrósł po raz pierwszy od trzech lat, ale pozostaje nadal na bardzo niskim poziomie.
Czy firmy chcą ?taniego finansowania?
Nie powinno nikogo dziwić, że przedsiębiorstwa zachowują się racjonalnie, zwlekając z podejmowaniem decyzji inwestycyjnych. Kto bowiem zwiększa moce produkcyjne w czasie, gdy konsumenci muszą jeszcze bardziej zaciskać pasa? Draghi stoi wobec dylematu, który jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku wybitny niemiecki ekonomista i polityk SPD Karl Schiller zdefiniował w następujący sposób: „Można wprawdzie doprowadzić konie do wodopoju, ale napoić muszą się już same". Nawet jeśli EBC zaleje gospodarki strefy euro tanim pieniądzem, nie znaczy to, że firmy sięgną po tani kredyt i zaczną od razu inwestować.
Draghi nie byłby zresztą pierwszym szefem banku centralnego, który usiłuje bezskutecznie „zmusić konie do picia wody". Przed dwoma laty Bank of England podjął analogiczną próbę ożywienia akcji kredytowej banków poprzez program funding for lending. Rezultaty były opłakane. Popyt na kredyt – zwłaszcza firm sektora MŚP – praktycznie nie wzrósł, wywołany został natomiast dotowany przez państwo boom na rynku kredytów hipotecznych.