Przed dwoma laty byliśmy nawet wiceliderem w Europie (za Rosją) – mając średnio 1926 roboczogodzin w roku. Co więcej, jak dowodzą najnowsze badania, tym razem krajowe, nie dość, że dużo pracujemy, to jeszcze mało urlopujemy, co jest związane m.in. ze strukturą zatrudnienia.
Dla setek tysięcy Polaków zatrudnionych na tzw. umowy śmieciowe albo działających jako jednoosobowe firmy urlop to często przerwa nie tylko w pracy, ale i w zarabianiu pieniędzy. Według niedawnej ankiety agencji Work Service na dłuższe, czyli ponad 10-dniowe, wakacje pojadą głównie pracownicy etatowi.
Pracowitość Polaków jest atutem, który często chwalą zagraniczni inwestorzy. Ekonomiści oceniają ją jako przydatną cechę społeczeństwa na dorobku. Jednak w świecie nowych technologii ten atut traci na znaczeniu – automaty mogą pracować 24 godziny na dobę i nie potrzebują żadnych urlopów.
Dlatego za całkiem optymistyczny sygnał można uznać narzekania części pracodawców i menedżerów, że młodzi z pokolenia Y nie chcą pracować tak dużo jak ich rodzice i starsi koledzy. Chcą ciekawych wyzwań, przyzwoicie płatnej pracy, możliwości rozwoju... Niektórzy są pewnie rozpieszczeni przez wiecznie zapracowanych rodziców. Jednak inni szukają własnych, często innowacyjnych pomysłów na biznes. Gdy pokolenie Y zdominuje rynek pracy, zapewne spadniemy w statystykach godzin pracy. Możemy jednak chyba bez żalu oddać to wysokie miejsce innym, jeśli awansujemy w zamian w statystykach dotyczących innowacyjności, liczby patentów, efektywności.
Anita Błaszczak