Większość krajów południa Unii Europejskiej przeżywających problemy gospodarcze związane z niską konkurencyjnością swoich producentów i chronicznym deficytem na rachunku bieżącym od dawna obarcza winą za strukturalny brak równowagi w ramach UE politykę gospodarczą Niemiec. Wstrzemięźliwość płacowa, niski popyt wewnętrzny Niemców utrudniają rozkręcenie gospodarek Południa, a wysoce konkurencyjni producenci niemieccy po prostu wypierają lokalnych wytwórców w innych krajach, charakteryzujących się wyższymi jednostkowymi kosztami pracy, wykorzystując w ten sposób mechanizm funkcjonowania wspólnego rynku.
Oczywiście w tym kontekście łatwo zapomina się o wielkim wysiłku Niemców, którzy na początku kadencji Gerharda Schrödera totalnie zreformowali swój rynek pracy (reformy Hartza), co stanowiło solidny fundament ich dzisiejszych sukcesów. Długo Niemcy nie chcieli nawet słyszeć o jakichkolwiek zmianach zasad swojego nad wyraz skutecznego modelu gospodarczego, mimo coraz głośniejszej krytyki Francji, Hiszpanii, Portugalii, Włoch i zwłaszcza Grecji.
Zmiana optyki Bundesbanku
Dlatego dosyć zaskakująco w tym kontekście zabrzmiała niedawna wypowiedź głównego ekonomisty Bundesbanku, który zachęcał związki zawodowe do negocjacji bardziej agresywnych układów zbiorowych z pracodawcami! Dotychczas niemiecki bank centralny znany był raczej z nawoływania do wstrzemięźliwości płacowej.
Kraje, które nie wdrożyły tak gruntownych reform pracy jak Niemcy, oczywiście cierpią z powodu utraty konkurencyjności swoich producentów
Płace są w średnim okresie najważniejszym czynnikiem wpływającym na inflację, dlatego też, będąc bezpośrednio za nią odpowiedzialnym, bank centralny zwykle upominał związkowców do okiełznania ich zapędów i ambicji płacowych, gdyż w przeciwnym wypadku konieczne podwyżki stóp mogą doprowadzić do pogorszenia koniunktury i utraty miejsc pracy.