Lees Moonves, prezes CBS (producent m.in. seriali „Teoria Wielkiego Podrywu", „Pod kopułą", „Jak poznałem waszą matkę", „CSI" czy „Agenci NCSI") zapowiedział, że firma będzie ściślej współpracować z portalami takimi jak Netflix, Hulu czy Amazon Prime w zakresie, który najbardziej interesuje klientów tych platform, czyli szybko udostępniając tam swoje serialowe nowości. Do takich wniosków skłoniły Moonvesa m.in. przychody ze sprzedaży praw do pokazania na Hulu „Pod kopułą" i „Extant" (według branżowych pogłosek Hulu zapłaciło 1 mln dol. za odcinek), a ostatnio nowego serialu sci-fi „Zoo" na Netfliksie (trafi tam zaraz po zakończeniu nadawania go w CBS). – Nowe technologie wspierają nasze programy, więc wygrywają na tym twórcy treści – skwitował Moonves i dorzucił, że to nie koniec, bo należy się spodziewać produkcji CBS dedykowanych... wyłącznie dystrybutorom alternatywnym.

Aż dziw bierze, że dopiero teraz słychać takie słowa, choć może nie powinien w czasie, gdy Netflix po raz pierwszy zaraportował wyższe kwartalne przychody niż jego działający w bardziej standardowym modelu konkurent: HBO.

Mimo tego, że na amerykańskim rynku od dawna widać już, iż największe platformy w sieci stają się przeciwwagą dla tradycyjnej telewizji, najwięksi telewizyjni producenci dotychczas twardo trzymali się stanowiska, że najlepsze serialowe nowości należy jak najdłużej dystrybuować „po staremu", by w ten sposób wspierać system, dający stałe i niemałe wpływy „od gniazdek" w kablówkach czy platformach satelitarnych. Dlaczego na działanie w podobnym modelu we współpracy z operatorami stricte internetowymi decydują się dopiero teraz, trudno powiedzieć. Być może mający już 50 mln klientów na całym świecie Netflix musiał odpowiednio podrosnąć, by mieć czym za nowości płacić (choć rosnące koszty licencji u wielkich producentów wciąż są dla platformy ogromnym problemem). Albo po prostu musiało upłynąć trochę czasu, by telewizyjni Matuzalemowie zrozumieli, że mimo braku ich ciepłego wsparcia Netflix i jemu podobne projekty jednak nie upadną, a wręcz przeciwnie, mogą im zagrozić, bo same zaczęły produkować wysokiej jakości seriale.

Ruch CBS w praktyce będzie oznaczał, że jego nowe produkcje będzie można dość szybko po premierze telewizyjnej lub w ogóle premierowo oglądać w sieci, nie posiadając coraz mniej interesującego widzów abonamentu w płatnej telewizji. Za jakiś czas zapewne wraz z produkcjami konkurencyjnych producentów. Dobrze, że ktoś wreszcie zrozumiał, iż rewolucji w dystrybucji telewizyjnej nie da się już dłużej unikać. Kto następny?