To szacunki jednego z analityków towarzystwa funduszy PIMCO. Hiszpańska agencja EFE twierdzi, że takich instytucji będzie 11 na 130 objętych testami.
Wśród tej ponad setki banków, których bilanse badał przez ostatnie miesiące EBC, są właściciele polskich instytucji, m.n. włoski UniCredit (Pekao), hiszpański Santander (BZ WBK), portugalski BCP (Millennium), niemiecki Commerzbank (mBank), holenderski ING (ING BŚ) i inne. Wyniki testów mogą więc mieć poważne konsekwencje dla polskiego sektora bankowego i w efekcie – gospodarki. Ale tylko teoretycznie.
Banki, które obleją testy wytrzymałościowe, będą musiały podwyższyć współczynniki wypłacalności. Tego mogą dokonać na dwa sposoby: pozyskując dodatkowy kapitał (na rynkach lub – jeśli są rentowne – zatrzymując zyski) lub ograniczając aktywa, np. poprzez wstrzymanie akcji kredytowej lub sprzedaż spółek córek.
Ani jedno, ani drugie najprawdopodobniej nie dotknie Polski. Po pierwsze, wśród instytucji, które EBC może uznać za niedokapitalizowane, będą dominowały niewielkie banki z obrzeży eurolandu, a nie duże grupy, do których należą polskie banki. A nawet gdyby było inaczej, spółki matki polskich banków z reguły uważają nasz rynek za atrakcyjny. Zamiast sprzedawać polskie aktywa, wolą na nich zarabiać, co też pomaga w uzupełnianiu kapitału.
Poza wszystkim, zasadniczym celem testów wytrzymałościowych jest zwiększenie zaufania do sektora bankowego. Jeśli inwestorzy uznają, że były one wiarygodne, a na to się zanosi, będą mieli jasność co do kondycji banków. A wówczas nie będą miały one problemów z uzupełnieniem kapitału na drodze emisji akcji. Te, które tego nie wymagają, będą zaś mogły zwiększyć akcję kredytową.