Rz: Za co się kiedyś dostawało Lwy na festiwalu reklamowym w Cannes, a za co przyznawane są dzisiaj? Czy po 40 latach pracy odnajduje się Pan w obecnym świecie reklamy, który jest dziś w coraz większym stopniu nastawiony na wykorzystywanie nowych technologii i Internetu?
Andrzej Bukowiński:
Ja zacząłem pracę w reklamie w 1961 roku mieszkając w Argentynie. Miałem wtedy 21 lat, nie było żadnej szkoły reklamy, uczyliśmy się wszystkiego sami. To było fascynujące. I w 1964 roku Argentyna zdobyła swoją pierwszą swoją międzynarodową reklamową nagrodę – to jeszcze wtedy nie były Lwy w Cannes, one zaczęły się w 1969 roku. Wtedy przywiozłem pierwszą nagrodę. Potem przez cztery lata nie zdobyłem żadnego trofeum, to mnie przybiło, zacząłem wierzyć w to, że więcej już nic nie wygram. Ale w 1969 roku znowu mi się udało – zdobyłem pierwszego złotego lwa dla Argentyny za film reklamowy dla linii lotniczych Braniff latających z USA do Ameryki Południowej – one już dziś nie istnieją. Następnego roku dostałem kolejnego złotego lwa, a potem, rok później – kolejnego. To zdarzyło się wtedy pierwszy raz w historii konkursu, a ja miałem 29 lat i byłem z tego bardzo dumny. Potem w 1973 roku Argentynę dopadł kryzys i było tam ciężko - postanowiłem wtedy porzucić Argentynę dla Brazylii. Przyjechałem tam w świetnym momencie, gdy kraj był w takim magicznym, euforycznym wręcz momencie swojego rozwoju. Mówili na to „milagra brasileira" – brazylijski cud. Wylądowałem wtedy w najlepszej w ówczesnych czasach brazylijskiej agencji reklamowej DPZ. I tam od razu – w 1984 czy 1985 roku – dostałem pierwszego srebrnego lwa za film „Człowiek ponad 40-letni" zrobiony na zlecenie sektora publicznego, dla którego często pracowałem. Potem wszystko bardzo szybko potoczyło się dalej.
Odpowiadając więc na pytanie: festiwal około 1980 roku został sprywatyzowany i zaczął być działalnością biznesową. Wcześniej był to taki festiwal bardziej non-profit. O tym, jak festiwal przejęli Francuzi, zaczęło przybywać kategorii, w których przyznawane są nagrody – dziś jest ich już ponad 20. Kategoria „film" wciąż jest jednak jedną z trudniejszych. Mój wielki przyjaciel, Washington Olivetto, legenda branży reklamowej, żartował nawet, że w Cannes trzeba uważać przechodząc przez hol, żeby którymś lwem nie dostać w głowę. Mnogość kategorii spowodowała, że te nagrody zrobiły się trochę banalne. Choć, z drugiej strony - Polska do dzisiaj nie zdobyła ani jednego złotego lwa w kategorii „film". To było moje wielkie marzenie, miałem nawet jakiś pomysł, ale nic z tego nie wyszło.
Jak zmieniał się rynek reklamowy w czasie trwania Pana kariery zawodowej?