Frank szwajcarski drożeje? Tylko spokojnie

Zmiana polityki ochrony franka powinna być przez rynek walutowy odebrana spokojnie. Restrykcją za spadek kursu franka poniżej 1,20 za euro miały być ujemne stopy procentowe – pisze szef firmy audytorsko-konsultingowej Wessly.

Publikacja: 21.01.2015 04:48

Frank szwajcarski drożeje? Tylko spokojnie

Foto: materiały prasowe

Skoro równocześnie z tą decyzją zmieniono o 50 pkt bazowych wartość ujemnej stopy procentowej, doprowadzając obecnie do 0,75 proc., to w polityce tej nic przecież się nie zmieniło.

Czyżby rynek walutowy był wypełniony graczami o ograniczonych zdolnościach percepcji? Jeśli tak, to po rozpoznaniu istoty dokonanych zmian powinien się on ustabilizować, a kurs franka do euro wrócić do poziomu 1,2, tj. do poziomu sprzed decyzji o „uwolnieniu" franka.

Może zastanawiać, czy przyczyną takiej decyzji SNB była rzeczywiście niemożność dalszej obrony kursu franka do euro powyżej 1,2, czy może była to chłodna kalkulacja szefów SNB związana z możliwością zagospodarowania gorącego, gotowego do inwestowania kapitału, który wycofując się z tradycyjnych rynków gier spekulacyjnych – rynków surowcowych, poszukuje nowych rynków inwestycji krótkoterminowych.

Dotyczy to kapitałów angażowanych w szczególności na rynki ropy naftowej i produktów pochodnych oraz metali kolorowych. Drastyczny, ponad 60-proc. spadek cen ropy naftowej, z perspektywą dalszych spadków, stał się rynkiem na tyle ryzykownym dla graczy przyszłymi dostawami tego surowca, że gorączkowo poszukiwali oni nowych obszarów inwestycji. Podobne zmiany następują na rynkach metali kolorowych.

Jednym z najbardziej atrakcyjnych ringów zmagań spekulantów od ponad 20 lat jest rynek walutowy. Waluty stały się doskonałym towarem handlowym, a marże osiągane na obrocie są często znacząco wyższe niż marże osiągane na obrocie tradycyjnymi towarami handlowymi.

Frank stał się towarem, którego wartość wynosi tyle, ile ktoś chce za niego zapłacić, towarem o wartości nadmuchiwanej przez spekulantów

Problem w tym, że na globalną skalę można było dotychczas grać tylko na czterech walutach: dolarze, euro, funcie i jenie. A piąta, niezwykle atrakcyjna dla spekulantów waluta – frank – od roku 2011 została powiązana granicznym kursem z euro. A więc gry spekulacyjne tylko na tej walucie zostały istotnie ograniczone.

Waluta ta ma tak istotne w gospodarce globalnej znaczenie, że z chwilą powołania nowej, wspólnej waluty euro, przy zniknięciu marki niemieckiej, frank szwajcarski stał się najbardziej pożądaną walutą dywersyfikowanych portfeli rezerw walutowych banków centralnych.

Najbardziej istotny wpływ na pozycję franka na rynku walut miał największy skarbiec walut obcych – Ludowy Bank Chin. Jak podawała „Rzeczpospolita", ekonomiści szacują, że rezerwy Banku Centralnego Chin na koniec 2014 r. mogą sięgać 3,9 bln dol.

Oddziaływanie na rynek walut banku Chin, a w ślad za nim węszących interes na franku spekulantów, aż nadto stało się dostrzegalne z chwilą pojawienia się światowego kryzysu finansowego i równoczesnego osłabienia waluty amerykańskiej. Jak wiemy, kurs franka do euro z wartości sprzed kryzysu blisko 1,7 CHF/EUR wywindowany został do poziomu 1,2, a więc wzrósł w relacji do euro o niemal 30 proc.

Podjęta przez bank Szwajcarii decyzja może więc świadczyć, że albo działania SNB są celowe, ukierunkowane na ściągnięcie osieroconego przez rynki surowcowe kapitału spekulacyjnego albo że włodarzom banku centralnego Szwajcarii coś ograniczyło zdolności percepcji, skoro nie pojmują roli, jaką ich waluta pełni na rynku globalnym. A ten przecież jest całkowicie zdany na reguły właściwe graczom spekulacyjnym transakcji krótkoterminowych. Działania tych współczesnych piratów rynków walutowych i surowcowych nie są przecież oparte na zdrowych zasadach wolnego rynku.

Źródłem ich siły i energii niezbędnej do działań są światowe kryzysy, ruchy społeczne, zamachy terrorystyczne, które wprowadzają powszechne poczucie zagrożenia, a w ślad za tym nieracjonalne próby zabezpieczenia posiadanych zasobów przez uczestników rynku w transakcjach długoterminowych.

Dzień dzisiejszy to poczucie powszechnego zagrożenia terroryzmem we Francji, zagrożenia ekspansjonizmem Rosji na Ukrainie, wojna z Państwem Islamskim na Bliskim Wschodzie – wszystko to wsparte długotrwałym procesem drastycznych spadków cen podstawowego surowca energetycznego – ropy naftowej.

Uwalniając kurs franka względem euro, Narodowy Bank Szwajcarii usunął graczom spekulacyjnym jedyną barierę, która czyniła rynek handlu frankami mało atrakcyjnym. Dotychczas, aby spekulować kursami tej waluty, należało oddziaływać także na kurs euro, a to wymagało już niewyobrażalnie wyższych poziomów zasobów kapitałowych.

Warto więc zapytać prezesa SNB Thomasa Jordana, czy rzeczywiście wierzy w to, że ujemna 0,75-proc. stopa procentowa powstrzyma krótkoterminowy kapitał spekulacyjny przed podejmowaniem gier na franku. Bo przecież to nie operatorzy tego kapitału będą płacić za utrzymania portfeli długoterminowych w tej walucie. Warto zapytać również, jak się ma obecna wartość franka w relacji do pozostałych tzw. twardych walut, a także w relacji do parytetu złota, wobec referendalnej rezygnacji ze zwiększenia jego rezerw o 20 proc.

SNB przyczynił się do tego, że frank ostatecznie przestał być walutą o wartości realnej, opartej na parytecie zasobów złota i potencjale gospodarki Szwajcarii. Stał się towarem, którego wartość wynosi tyle, ile ktoś chce za niego zapłacić, towarem o wartości nadmuchiwanej przez spekulantów bańki. I zapewne tak jak inne bańki rynek franka nieuchronnie pęknie. Olbrzymie straty poniosą nie operatorzy transakcji krótkoterminowych na rynku walutowym, lecz inwestorzy: fundusze emerytalne, fundusze inwestycyjne, a w rzeczywistości masa ciułaczy i emerytów.

Zanim się jednak tak stanie, obszarami spekulacji oraz „beneficjentami" ich kosztów będą tzw. frankowicze, m.in. z postkomunistycznych krajów Europy Środkowej i Wschodniej. Czy są oni wobec powstałej sytuacji bezradni? A może powinni wystąpić ze zbiorowym pozwem przeciwko Szwajcarii, oskarżając ją o uczestnictwo w spekulowaniu wartością swojej waluty i o bezpodstawne wzbogacenie? Przecież wartość waluty to wartość jej emitenta.

Być może zasada niedopuszczalności bezpodstawnego wzbogacenia się możliwa będzie do zastosowania także w tym przypadku.

Skoro równocześnie z tą decyzją zmieniono o 50 pkt bazowych wartość ujemnej stopy procentowej, doprowadzając obecnie do 0,75 proc., to w polityce tej nic przecież się nie zmieniło.

Czyżby rynek walutowy był wypełniony graczami o ograniczonych zdolnościach percepcji? Jeśli tak, to po rozpoznaniu istoty dokonanych zmian powinien się on ustabilizować, a kurs franka do euro wrócić do poziomu 1,2, tj. do poziomu sprzed decyzji o „uwolnieniu" franka.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację