Trwa festiwal oskarżeń, kto jest winny. Banki mówią: kredytobiorcy, podpisujący jasne umowy, a teraz szukający wykrętów przed płaceniem rat i odsetek. Kredytobiorcy mówią: oszukujące nas banki, a także państwo, które nie zabroniło bankom udzielania frankowych kredytów. Opozycja mówi: rządzący, którzy dbają tylko o interesy banków, a nie zwykłych ludzi. Rządzący mówią: ryzykanckie banki i kredytobiorcy, a teraz również składająca nieodpowiedzialne propozycje opozycja.
Prawda jest smutniejsza. Problemom winni są po prostu po trosze wszyscy. Dziś każdy oczywiście stara się przedstawić siebie jako niewinną ofiarę, która wpadła w pułapkę zastawioną przez innych. Jest w tym i ziarno prawdy, i nieprawdy. Kredytobiorcy wiedzieli, że z kredytem walutowym wiąże się ryzyko kursowe, ale to lekceważyli. Kiedy nadzór finansowy usiłował w roku 2008 przyhamować te kredyty, powstało nawet stowarzyszenie pod hasłem: „Pozwólcie nam ryzykować!", a ówczesna (ta samo co dziś) opozycja otwarcie je popierała. Ale nadzór finansowy, bank centralny i rząd też nie mają czystego sumienia, bo trzeba było działać bardziej zdecydowanie. A banki? Z nielicznymi chlubnymi wyjątkami potraktowały poszukujących frankowych kredytów klientów jak dojną krowę. Robiły wszystko, aby przypadkiem ktoś nie wziął ostrzeżeń przed ryzykiem kursowym serio.
Skoro wszyscy nabroili, wszyscy powinni współuczestniczyć w rozwiązaniu problemu. Zamiast festiwalu pomysłów, jak zrobić, by cały koszt rozwiązania problemu wziął na siebie ktoś inny, trzeba się zastanowić, jak te koszty podzielić.
Powszechna pomoc dla kredytobiorców, udzielona kosztem innych (banków i podatników) jest niewłaściwa, bo pomagano by w ten sposób i tym, którzy pomocy rzeczywiście potrzebują, i tym, którzy na kredycie frankowym już sporo zarobili, a resztę mogą bez kłopotu spłacić. Pomocy należy udzielić tym, którzy są w naprawdę trudnej sytuacji. Powinny to zrobić przede wszystkim banki, bo są w stanie zbadać sytuację swoich klientów. Jak pomóc: przez złagodzenie umów i rozłożenie spłat lub – ale tylko w ostateczności – przez umorzenie części długu. Państwo może takie działanie wesprzeć rozwiązaniami podatkowymi.
Najwyższy już czas, by z umów wyeliminować wszelkie tzw. klauzule abuzywne, np. słynne zyski banków z negatywnych stóp, nadmierne spready i zakazać działań utrudniających sytuację klientów (np. żądania dodatkowych zabezpieczeń). Czas wprowadzić rozwiązanie zachęcające do przewalutowania kredytu na złote, gdy tylko kurs spadnie do bardziej normalnego poziomu, z ewentualnym zwrotem dotychczas uzyskanych korzyści. Oczywiście nie po to, by wbrew prawu zmuszać banki do robienia tego po kursie sztucznie zaniżonym, ale po to, by banki w całości przejęły na siebie ryzyko kursowe, z którym (jeśli są tak profesjonalne, jak twierdzą) powinny sobie radzić lepiej niż ich klienci.