Unia potrzebuje tańszej energii

Nie jestem fanem słowa „dekarbonizacja". Bo to jest typ podejścia religijnego: wszystko, gdzie występuje węgiel, jest złe – mówi dyrektor generalny BusinessEurope Markus Beyrer.

Publikacja: 24.02.2015 20:00

Fot. Erik Luntang

Fot. Erik Luntang

Foto: materiały prasowe

Rz: Komisja Europejska przedstawi 25 lutego projekt unii energetycznej. Wiele już teraz wiadomo o zamiarach KE. Co idzie w dobrym kierunku, a czego w projekcie brakuje?

Wiele rzeczy jest pozytywnych. Rzeczywiście kluczowe jest dokończenie budowy rynku wewnętrznego, co wymaga budowy łączników. Mamy już więcej połączeń gazowych, ciągle nie mamy dla przesyłu energii elektrycznej. Następna sprawa to konieczna dywersyfikacja zarówno w rozumieniu wewnętrznym, jak i zewnętrznym. Na pewno w najbliższych dekadach nie obędziemy się bez rosyjskiego gazu. To jasne dla wszystkich. Oczywiście im więcej mamy możliwości, tym mocniejsza nasza pozycja przetargowa. Ale musimy mieć z Rosją relacje oparte na zaufaniu. Musimy w jasny sposób się z nimi komunikować. Byłem na organizowanej przez OMV konferencji gazowej w Wiedniu, gdzie spotkałem szefów Gazpromu. I powiedziałem im, że nawet w czasach zimnej wojny byli wiarygodnym dostawcą. Sygnał, że to może ulec zakłóceniom, nie będzie dobry dla strony popytowej, ale w długim terminie też podażowej. Bo będzie prowadził do szukania rozwiązań nieopartych na gazie. Nie jest to w interesie biznesu europejskiego, który już ma problem z kosztami. Potrzebne jest jasne rozwiązanie dla gazu w Europie Środkowej i Wschodniej, gazu z innych kierunków, na przykład ze wschodniej części Morza Śródziemnego. W kierunku zachodnim ważne jest zniesienie amerykańskich restrykcji eksportowych na ropę i gaz. Nie możemy zapomnieć o Kanadzie i jej wielkim potencjale energetycznym, jeszcze nieodzwierciedlonym w produkcji. Musimy też szukać dywersyfikacji w Europie, w naszych zasobach, np. gazu łupkowego.

A co się panu nie podoba?

Nie jestem wielkim fanem słowa „dekarbonizacja", które się w projekcie pojawia. Bo to jest taki typ podejścia religijnego: wszystko, gdzie występuje węgiel, jest złe. Wolałbym raczej mówić o gospodarce niskoemisyjnej. To prawda, że gaz jest czystszy niż węgiel. Ale są różne rodzaje węgla. Technologia czystego węgla jest lepsza niż wiele innych źródeł energii.

Czego brakuje w strategii Brukseli?

Składa się ona z pięciu filarów, a wyraźnie przydałby się szósty, czyli konkurencyjność cenowa. Mamy zbyt wysokie ceny energii. To jeden z powodów, dla których w niektórych sektorach po prostu nie ma inwestycji w Europie. Np. koncern chemiczny BASF, dokonując tej samej inwestycji w USA, oszczędza na kosztach energii 0,5 mld euro rocznie, a stalowy Voest Alpine – 150 mln euro rocznie.

Jak zmniejszyć ceny energii? Czy jest to problem podatków czy polityki klimatycznej?

Po trosze wszystkiego. Potrzebna jest jasna polityczna deklaracja o chęci zaradzenia temu. Czasem to efekt zbyt ambitnej polityki klimatycznej, czasem obciążeń podatkowych. Na pewno winne też są subsydia dla energii odnawialnej. Są drogie, w wielu przypadkach nie przyniosły spodziewanych rezultatów i powodują zaburzenia na rynku, bo nie są zharmonizowane na poziomie unijnym.

Polska proponowała wspólną politykę zakupową UE. Tego w projekcie wprost nie będzie, ale ma się pojawić propozycja transparencji cenowej, która pozwalałaby Komisji Europejskiej na wcześniejszy wgląd w każdy kontrakt gazowy zawierany z zewnętrznym dostawcą. Czy popiera pan taki pomysł?

Więcej współpracy i przejrzystości między państwami członkowskimi i w stosunku do Komisji Europejskiej pomoże we wzmocnieniu unijnej dyplomacji energetycznej, a w konsekwencji zwiększy siłę przetargową UE. Nie może to jednak się odbywać ze szkodą dla interesów biznesowych. Musi być zapewniona ochrona poufnych informacji handlowych. Jakakolwiek propozycja na ten temat musi być zatem najpierw szczegółowo przedyskutowana.

Komisja Europejska zaproponowała plan inwestycyjny, który z 21 mld euro publicznych kapitałów i gwarancji ma sfinansować projekty warte 315 mld euro. Polski minister finansów mówi, że dźwignia finansowa zastosowana w tym funduszu jest zbyt wysoka. Uda się przyciągnąć tyle pieniędzy prywatnych?

Jest to ambitnym cel. Może się udać, jeśli nie przesadzimy z dodatkowymi wskaźnikami, które nie mają logiki ekonomicznej. Nie przyciągniemy prywatnego kapitału, jeśli procedury będą zbyt skomplikowane. Boję się też, że każdy chce mieć za dużo do powiedzenia. Sądzę, że trzeba trzymać polityków od tego z daleka.

Co oznaczają dodatkowe wskaźniki?

Na przykład związki zawodowe mówią o wskaźnikach społecznych, inni twierdzą, że pieniądze powinny płynąć tylko do krajów objętych programami pomocowymi. Są różne pomysły. A moim zdaniem trzeba zastosować wyłącznie logikę ekonomiczną.

Inny ważny dla biznesu priorytet Brukseli to TTIP – umowa o handlu i inwestycjach z USA. Ostatnio jej przeciwnicy są dużo głośniejsi niż zwolennicy. Nie obawia się pan o losy negocjacji?

Ze strategicznego punktu widzenia, jeśli TTIP zakończy się porażką, będzie to wielki krok Europy w kierunku całkowitej utraty znaczenia. Ponad 90 proc. zarzutów wobec TTIP sprowadza się. do sprzeciwu wobec globalizacji. Cokolwiek stanie się z tą umową, nie zatrzyma to globalizacji. Ale TTIP jest dla nas dobrą okazją, żeby kształtować globalizację według naszych zachodnich standardów. Albo ją wykorzystamy, albo globalizacja będzie postępować bez naszego udziału. Wiele się dzieje w rejonie Pacyfiku. I jeśli pewnego dnia będzie tam strefa wolnego handlu, a my nie będziemy mieli TTIP, to niech Bóg ma nas w swojej opiece. Umowa z USA jest w naszym strategicznym interesie.

Z pana kontaktów z nową Komisją Europejską odnosi pan wrażenie, że TTIP jest dla niej ważny?

Zdecydowanie tak. Ale myślę, że ma też poparcie państw członkowskich. Oczywiście niektóre z nich krytykują go czasem na użytek krajowej opinii publicznej, ale na przykład wnioski ze szczytu UE w grudniu 2014 r. były nawet bardziej ambitne dla TTIP niż to, co jest w programie prac Komisji. Na pewno wola polityczna jest po obu stronach Atlantyku.

Czy w krytyce chodzi tylko o globalizację? Czy może o niechęć do Ameryki?

Oczywiście był sceptycyzm w niektórych krajach, szczególnie na początku negocjacji. Mam na myśli konkretnie Niemcy, gdzie afera z rzekomym szpiegowaniem Angeli Merkel na pewno nie pomogła. Ale myślę, że najgorsze już za nami.

CV

Markus Beyrer, dyrektor generalny BusinessEurope, najbardziej wpływowego lobby biznesowego w Brukseli. Tworzy go 39 organizacji prywatnych pracodawców z 33 krajów Europy. Polskę reprezentuje Lewiatan. Beyrer jest dyrektorem BE od 2012 r., wcześniej pracował w organizacjach przemysłu austriackiego.

Opinie Ekonomiczne
Marta Postuła: Czy warto deregulować?
Opinie Ekonomiczne
Robert Gwiazdowski: Wybory prezydenckie w KGHM
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Qui pro quo, czyli awantura o składkę
Opinie Ekonomiczne
RPP tnie stopy. Adam Glapiński ruszył z pomocą Karolowi Nawrockiemu
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Nie należało ciąć stóp przed wyborami
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku