Dzielę się swoimi obawami co do przyszłości budżetów europejskich w nadziei, że te obawy się nie potwierdzą, ale uczulą stronę polską na pewne zagrożenia. Niektóre z tych zagrożeń są już widoczne. Inne – mniej i głównie im właśnie poświęcę ten artykuł.
Unia Europejska rośnie, budżet maleje
Łatwo zauważyć, że od wielu lat maleją budżety europejskie, mimo że w ciągu ostatnich kilkunastu lat UE znacznie rozszerzyła swoje granice oraz kompetencje. Wbrew obiegowym opiniom tendencję tę można było zauważyć już podczas prac nad perspektywą finansową 2007–2013, w ramach której należało uwzględnić 12 nowych beneficjentów budżetu UE.
Rozszerzenie było konsekwencją decyzji politycznych z lat 90., ujętych w tzw. Agendzie 2000, która miała do niego przygotować Europę. Efekt ostrych sporów był wysoce niezadowalający, mimo że zwiększenie budżetu na lata 2007–2013 było bardziej uzasadnione niż kiedykolwiek wcześniej. Wzrost budżetu w liczbach bezwzględnych przesłania prawdę o tym, że zmalał on w relacji do PKB krajów członkowskich. To był prawdziwy punkt zwrotny!
Czy można sfinansować więcej Europy za mniej pieniędzy? Dyskusje o zamrażaniu budżetu europejskiego ożywają wtedy, gdy kryzys zagląda w oczy tym, którzy do budżetu znacząco dopłacają. Dlatego tak trudne były uwarunkowania wielomiesięcznych prac i negocjacji nad wieloletnimi ramami finansowymi 2014–2020.
W okolicznościach, w których wszyscy dokonują wnikliwej analizy strat i zysków, kryzys staje się synonimem egoizmu. Będąc współpracownikiem komisarza [ds. budżetu – red.] Janusza Lewandowskiego, dobrze pamiętam klimat, w jakim rodził się projekt budżetu europejskiego, przedstawiony w czerwcu 2011 roku, kiedy realna stawała się wizja rozpadu strefy euro.