Przypomnę tylko, że w ostatnim jak na razie etapie postępowania wyłaniającego władze TVP w pień wycięto kandydatów związanych ze światem kultury. Środowiska twórcze protestują i narzekają na upartyjnienie pozostałych kandydatów, a prezydent Bronisław Komorowski wyraża zaniepokojenie.

Czy twórcy mają rację? To zależy, i to w stosunkowo niewielkiej skali od nich samych. Zależy od tego, czy kiedykolwiek pojawi się odpowiedź na pytanie zadawane od lat: czym ma być telewizja publiczna? Telewizją misyjną, komercyjną czy mieszaną? Jak wiadomo, mimochodem przyjął się w Polsce ten ostatni model, który ma mnóstwo wad i jedną podstawową zaletę – w zależności od bieżących potrzeb pozwala traktować TVP jako realizującą misję bądź zarabiającą pieniądze. Jak komu wygodniej. Podobny zresztą problem dotyczy na przykład Poczty Polskiej zmuszanej od czasu do czasu do utrzymywania zbyt gęstej sieci placówek ze względu na interes społeczny. Są też pretensje do kolei, że likwiduje nierentowne połączenia, nie dbając o „czynnik ludzki", czyli tych nielicznych pasażerów, którzy z nich korzystają. I tak dalej.

Jeżeli TVP miałaby być telewizją misyjną, być może powinni rządzić nią ludzie związani ze środowiskami twórczymi, ze wszystkimi wadami i zaletami tego rozwiązania. Jeżeli komercyjną – jak najlepsi menedżerowie znający się na zarabianiu pieniędzy. A w obecnym modelu mieszanym mamy to, co mamy – ludzi kultury brak, kilku kandydatów partyjnych i jednego, może dwóch znających się na mediach menedżerów.

Oczywiście do pomyślenia jest jeszcze inny model telewizji misyjnej, z konkretnymi pieniędzmi na konkretne realizacje, bez takiego stopnia chaosu jak teraz. Tylko że akurat o tym jakoś mało kto myśli.