Europa znów wystawia się na ryzyko

Plan Junckera to potężny, finansowany długiem budżet inwestycyjny, który nie będzie wykazywany ani w budżecie unijnym, ani krajów Unii Europejskiej.

Publikacja: 02.06.2015 21:00

Europa znów wystawia się na ryzyko

Foto: Fotorzepa/Darek Golik

Zakończona niedawno kampania prezydencka w Polsce obfitowała w wiele populistycznych pomysłów gospodarczych zgłaszanych przez niemal wszystkich kandydatów. W tym nasi politycy niewiele niestety się różnią od swoich europejskich kolegów. Omówię tu dwie sprawy, które w ostatnich miesiącach wywołały zachwyt europejskich polityków, stwarzając złudne iluzje, że niekonwencjonalna polityka pieniężna oraz finansowane długiem programy inwestycyjne stymulujące głównie inwestycje publiczne mogą zastąpić konieczne reformy strukturalne zwiększające konkurencyjność Europy.

„Cud" w EBC

O cudownym wpływie polityki luzowania ilościowego Europejskiego Banku Centralnego (EBC) na wzrost gospodarek UE opowiada się legendy. Ma ona rzekomo przynieść długo oczekiwaną zmianę na lepsze w gospodarkach strefy euro. Tymczasem lepsza koniunktura w gospodarce zapowiadała się długo przed decyzją EBC o masowym skupie obligacji państwowych, decyzja ta poprzez drastyczne osłabienie kursu euro ten trend co najwyżej wzmacnia.

Ciemną jej stroną może natomiast się okazać „przegrzanie" poszczególnych segmentów rynku. Indeks zaufania konsumentów Komisji Europejskiej ustawicznie polepsza się od listopada 2012 r., niemiecki indeks Ifo poprawia się stale od początku 2013 do kwietnia 2014 r., a następnie od listopada 2014 r. do teraz. Także twarde wskaźniki koniunktury gospodarczej w strefie euro rosną od długiego czasu.

Produkcja przemysłowa całej strefy od września 2013 r. ustawicznie się poprawia (z dwoma krótkimi przerwami). PKB od IV kw. 2013 rośnie o 0,1–0,3 proc. w stosunku do kwartału wcześniejszego. Nawet stopa bezrobocia spadła z 12 proc. w lipcu 2013 r. do 11,2 proc. w styczniu 2015. Skup obligacji zatem w najlepszym razie wzmocnił zauważalny od półtora roku trend.

Rzeczywistymi przyczynami tego wzrostu są skuteczne reformy strukturalne w takich krajach, jak Hiszpania, Portugalia czy Irlandia (a nawet Grecja do wygrania wyborów parlamentarnych przez lewacko-populistyczną Syrizę), jak również wzrost eksportu. Stymulująco na wzrost gospodarczy zadziałał też spadek cen ropy na rynkach światowych i jego pozytywny wpływ na konsumpcję prywatną.

Od początku 2015 r. ten trend wzmacniany jest spadającymi stopami procentowymi, boomem giełdowym oraz deprecjacją euro wzmacniającą konkurencyjność cenową eksporterów europejskich jako bezpośrednie skutki decyzji EBC. Nie są to bezpośrednie cele interwencji EBC (któremu przede wszystkim chodzi o przełamanie deflacyjnej spirali cen, zbliżenie stopy inflacji do 2-proc. celu inflacyjnego), lecz efekty uboczne miłe widziane zarówno przez rządy krajów strefy euro, jak i sam EBC.

Szef KE Jean-Claude Juncker chce zmobilizować do 2017 r. co najmniej 315 mld euro na sfinansowanie programu inwestycyjnego mającego dodatkowo pobudzić koniunkturę w UE. Kwota ta ma pochodzić z Europejskiego Funduszu Inwestycji Strategicznych (EFSI), który ma być wyposażony w gwarancje Komisji Europejskiej w wysokości 16 mld euro oraz kapitał z Europejskiego Banku Inwestycyjnego (EBI): 5 mld euro wykreowanych przez trik księgowy polegający na przeszacowaniu istniejących aktywów banku.

Juncker planuje, że EFSI osiągnie dzięki lewarowi finansowemu zdolność finansową ponad 60 mld euro, co po dołączeniu innych inwestorów powinno się złożyć na 315 mld euro. Jak mogło dojść da takiego niezwykłego rozmnożenia pieniędzy z niczego? Odpowiedzi na to pytanie udzielił niedawno EBC, rozpoczynając w marcu 2015 r. obliczony na ponad bilion euro program luzowania ilościowego polegającego na skupie obligacji emitowanych przez państwa lub instytucje państwowe krajów strefy euro. 12 proc. tego programu (ponad 130 mld euro) ma być przeznaczonych na skup obligacji europejskich instytucji, które gwarantowane są solidarnie przez wszystkie banki centralne strefy euro. Zatem to nie prywatni inwestorzy, ale podatnicy przejmują solidarną odpowiedzialność za zobowiązania banków centralnych swoich krajów!

Niemieckie weto wobec emisji euroobligacji zostało w ten sposób umiejętnie ominięte. Zestaw projektów inwestycyjnych zostanie przygotowany przez KE na podstawie propozycji państw członkowskich UE. Wnioski te zostały już złożone. Niemiecki instytut Ifo dokonał niedawno ich analizy na podstawie jeszcze niekompletnej dokumentacji.

Okazało się, że 28 członków UE zdefiniowało ponad 2000 projektów na kwotę 1,3 bln euro, z tego ok. 500 mld euro przypadałoby na lata 2015–2017. Aż 53 proc. zadeklarowanej kwoty inwestycji przeznaczono by na projekty publiczne, co nie wróży najlepiej ich efektywności, 15 proc. to projekty w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego (PPP), co należy przyjąć z satysfakcją. Praktycznie brakuje na liście projektów transgranicznych, ich lwia część leży w kompetencji narodowych rządów, co świadczy o dużym partykularyzmie.

Nie chcę przez to powiedzieć, że plan Junckera stanie się koniunkturalnym niewypałem. W końcu chodzi o 315 mld euro, które trafią do realnej gospodarki w ciągu najbliższych trzech lat, co stanowi aż 2,3 proc. PKB całej UE. Problem w tym, że wykreowany zostaje w ten sposób potężny, finansowany długiem (!) budżet inwestycyjny, który nie będzie wykazywany ani w budżecie UE, ani w budżetach narodowych krajów członkowskich. Budżet, który naraża podatników tych krajów na duże, niedające się kontrolować ryzyko!

Dodatkowo odpowiedzialność solidarna da dostęp do kapitału krajom, które w niedalekiej przeszłości straciły wiele pieniędzy na nieefektywne inwestycje. Doprowadzić to może do ponownego zakłócenia procesów rynkowych, nieefektywnej alokacji kapitału poprzez wpływ czynników politycznych na decyzje inwestycyjne.

Śladami PIR

W tym miejscu ciekawym doświadczeniem mogą być Polskie Inwestycje Rozwojowe (PIR), z których rząd Donalda Tuska chciał uczynić w swojej drugiej kadencji główny element napędzający popyt inwestycyjny w Polsce. Po kilku latach jego funkcjonowania nasza opinia publiczna może i powinna oczekiwać przeglądu zrealizowanych projektów i ich wpływu na polską gospodarkę. To ważne, bo idea planu Junckera tak daleko nie odbiega od założeń PIR.

Dodatkowo niebezpieczne w koncepcji nowego europejskiego programu wydaje się założenie, że dług wykreowany w oparciu o odpowiedzialność wspólnotową za ryzyko inwestycyjne tylko w niewielkiej części znajdzie odzwierciedlenie w budżetach narodowych. W ten „kreatywny" sposób ominięte zostaną limity zadłużenia krajów UE, zdefiniowane np. w pakcie stabilizacji i wzrostu (deficyt budżetowy nie powinien przekraczać 3 proc. PKB) czy w pakcie fiskalnym z 2012 r. (kraje mające dług publiczny przekraczający 60 proc. PKB zobowiązały się go redukować corocznie o 1/20 różnicy między długiem a 60 proc. PKB).

Po kryzysie finansowym zarzucano bankom (słusznie!), że brały na siebie za duże ryzyko poprzez tworzenie zagranicznych niekonsolidowanych spółek specjalnego znaczenia. Niepomny niedawnych złych doświadczeń tą drogą wydaje się teraz podążać sektor publiczny.

Z tych samych względów nikt po kryzysie finansowym nie podjął próby przełamania niezdrowej symbiozy między bankami a rządami przez wprowadzenie wag ryzyka dla papierów skarbowych emitowanych przez rządy krajów UE. Dzisiejsze regulacje (zerowa waga ryzyka nawet dla papierów rządu greckiego) nie odzwierciedlają rzeczywistości i potencjalnie kreują nowe balony spekulacyjne.

Polska może i powinna wpływać na kształt europejskiej debaty dotyczącej modelu wzrostu gospodarczego dla Europy w najbliższych latach. Mam nadzieję, że nasze myślenie o gospodarce nie do końca zostanie zainfekowane prostymi pomysłami i trikami księgowymi zastępującymi realne programy reform. Ostatnich kilka lat zepchnęło nas niestety z pozycji awangardy zmian i lidera reform strukturalnych na miejsce kraju płynącego z głównym nurtem, który zadowolony jest ze swoich osiągnięć i niewiele musi robić. Trzeba to sytuację zmienić.

Opinie Ekonomiczne
Dlaczego warto pomagać innym, czyli czego zabrakło w exposé ministra Sikorskiego
Opinie Ekonomiczne
Leszek Pacholski: Interesy ludzi nauki nie uwzględniają potrzeb polskiej gospodarki
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Jak skrócić tydzień pracy w Polsce
Opinie Ekonomiczne
Stanisław Stasiura: Kanada – wybory w czasach wojny celnej
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie Ekonomiczne
Adam Roguski: Polscy milionerzy wolą luksusowe samochody i spa niż nieruchomości