Rz: Z wypowiedzi polskich polityków można wnioskować, że polskie weto na paryskim szczycie klimatycznym jest prawdopodobne.
Kamil Wyszkowski: Weto to ostateczność. Sugerowanie jego użycia jest najczęściej strategią negocjacyjną wskazującą, na co dany kraj się nie zgadza i gdzie zarysowuje linię, po której przekroczeniu realizowany jest scenariusz ostateczny.
Polska jest w specyficznej roli. Światowa dyplomacja pamięta, że nasz kraj obejmował przewodnictwo procesu klimatycznego aż trzykrotnie (1999, 2008 i 2013), a w ramach COP19, który odbył się w Warszawie dwa lata temu, udało się doprowadzić do sukcesu, przyjmując mapę drogową torującą drogę dla COP21 w Paryżu. To w Warszawie udało się uzgodnić inicjatywę REED, która ogranicza wycinkę lasów tropikalnych, czy po raz pierwszy sprawnie przeprowadzono dialog z miastami i biznesem. W opinii obserwatorów nasz kraj jest weteranem negocjacji klimatycznych. Polska powinna to wykorzystać, stawiając się w pozycji kraju, który był jednym z najbardziej aktywnych konstruktorów polityki klimatycznej i de facto przyczynił się do tak dobrego przygotowania ram dla porozumienia, które – wszystko na to wskazuje – zostanie w Paryżu przyjęte. Byłoby niezrozumiałym zwrotem zastosowanie przez nas weta. W mojej ocenie polska dyplomacja posiada na tyle bogate instrumenty, by do tak radykalnego kroku nie zmierzać.
Polska chce globalnego porozumienia. Ale w grę wchodzą rozbieżne interesy. Niektórzy chcą tylko miękkich deklaracji, a inni – jak UE czy Chiny – traktatu prawnie wiążącego i szczegółowego. Mówi się też o podpisaniu dwóch dokumentów.
Dodam do listy krajów, które moim zdaniem podpiszą prawnie wiążący traktat także USA. Prezydent Barack Obama kilkakrotnie zabierał głos w tej sprawie i jestem tutaj ostrożnym optymistą.