Giełda płaci za polityków

Takich nastrojów na rynku kapitałowym nikt na początku roku nie przewidywał.

Publikacja: 15.12.2015 20:00

Marek Zuber

Marek Zuber

Foto: materiały prasowe

Słabość GPW jest szczególnie widoczna w przypadku najważniejszych wskaźników dotyczących największych spółek. Wygląda na to, że rok zakończą z bardzo poważnymi stratami. Ale i najszerszy indeks, WIG, też jest w odwrocie.

W styczniu 2015 r. wydawało się, że nic złego nie powinno się wydarzyć. Wynikało to przede wszystkim z oczekiwań dotyczących ogólnej sytuacji gospodarczej. Spodziewaliśmy się wzrostu PKB na poziomie 3,3–3,5 proc. i – wszystko na to wskazuje – mniej więcej taki będziemy mieli. A to dawało szansę na delikatną, ale jednak, poprawę nastrojów na giełdzie. Tak się jednak dzieje w normalnych czasach, w normalnej sytuacji, bez nadzwyczajnych czynników, które zaburzają wyceny spółek. Niestety, nadzwyczajne czynniki się pojawiły.

Zacznijmy od tych zewnętrznych. Miały relatywnie mniejsze reperkusje. Chodzi tu przede wszystkim o spadek cen surowców na świecie, który wpłynął na sektor górniczy z KGHM na czele. Nie dotknął jednak sektora paliwowego, głównie ze względu na wyraźny wzrost marż.

Możemy też wskazywać na świetne perspektywy gospodarki amerykańskiej, które z pewnością zachęcają do większego angażowania się w tym kraju. USA, w tym sensie, nie są dla nas bezpośrednią konkurencją, ale jednak też mogły część potencjalnych inwestorów zabrać.

Na to wszystko wpływu nie mamy. Podobnie jak na decyzje Szwajcarskiego Banku Centralnego. A ten zdecydował o ściągnięciu kotwicy ograniczającej wahania kursu franka w relacji do euro. Bezpośrednio nie wypłynęło to jakoś poważnie na nasz rynek. Stało się jednak istotnym elementem w politycznej rozgrywce.

No właśnie: polityka. To ona w największym stopniu wpłynęła na sytuację GPW w ostatnich miesiącach i nie pozwoliła na wzrosty wynikające z poprawy sytuacji gospodarczej i niezłych perspektyw ekonomicznych.

Zaczęło się od rozmontowania systemu OFE. Tak zwana reforma, która w największym stopniu została zrealizowana w 2013 r., wyraźnie ograniczyła nie tylko środki, które OFE miały na giełdzie, ale także zmniejszyła przyrosty wynikające z bieżących transferów. I to wyraźnie widać.

Oczywiście są głosy, że fundusze emerytalne stanowiły nienaturalny popyt, trochę na zasadzie, że gdzieś musiały inwestować, więc inwestowały na GPW, czy miało to sensu, czy też nie. W efekcie na rynku tworzyła się bańka. Z pewnością jest w tym sporo prawdy. Możemy jednak przyjąć, że na początku 2015 r. bańki z tego tytułu już nie było. I nie było również, i nie ma, popytu, który bardzo by się przydał. Także ze strony OFE. Jednak w 2015 r. znacznie więcej zamieszania spowodowały kolejne, nowe pomysły polityków. Na przykład te związane z rozwiązaniem problemu frankowiczów. Do dzisiaj nie wiemy, jakie będą decyzje parlamentu w tym względzie. To jednak, w jaki sposób i z jaką siłą mogą się one przełożyć na giełdę, zobaczyliśmy w poprzedniej kadencji parlamentu po przegłosowaniu przez Senat poprawki SLD do ustawy zaproponowanej przez PO. Kursy banków po prostu się załamały.

Dodajmy do tego podatek bankowy, który też będzie miał wpływ na ceny akcji i będzie dotyczył również sektora ubezpieczeniowego, część z nich jest przecież na GPW, czy też skutki podatku od kopalin. Jak ten ostatni z kolei wpływa na wyceny, przekonaliśmy się na przykładzie KGHM. Pomysł połączenia sektora energetycznego z górnictwem też nie wpłynie pozytywnie na generowanie gotówki przez tenże sektor. A co za tym idzie, na kapitalizacje spółek. No i nie możemy zapominać o podatku od sieci handlowych.

Tak na marginesie: ten ostatni podatek wcale nie musi dotknąć samych tylko sieci. Jeśli będą one szukały „oszczędności" u dostawców, to ich sytuacja finansowa, a zatem i wyceny, także się pogorszy.

Jakby tego było mało, dawno już nie mieliśmy tak poważnych upadłości w systemie bankowym. Bankowy Fundusz Gwarancyjny musiał wydać miliardy złotych, aby oddać stracone przez klientów środki. To oczywiście obciąża banki. W takiej sytuacji trudno się dziwić, że WIG20, wskaźnik obejmujący 20 największych spółek, spadł poniżej 2000 pkt. Tak źle nie było od 2009 r. Ale skoro w ponad połowie WIG20 składa się z banków, spółek mających związki z surowcami oraz takich, które obciąża podatek od sieci handlowych lub od kopalin, i z największego polskiego ubezpieczyciela, to nie mogło stać się inaczej. Zresztą na całej giełdzie panuje pesymizm. Nawet wskaźnik obejmujący wszystkie spółki jest poniżej poziomu z początku roku. A to jest już poważne zaskoczenie.

Co będzie dalej? O to tak naprawdę trzeba by było zapytać polityków. Gdybyśmy mieli brać pod uwagę tylko perspektywy gospodarki, powinno być dobrze. Niestety, nie gospodarka ma obecnie największy wpływ na wyceny...

Marek Zuber jest analitykiem i publicystą gospodarczym

Słabość GPW jest szczególnie widoczna w przypadku najważniejszych wskaźników dotyczących największych spółek. Wygląda na to, że rok zakończą z bardzo poważnymi stratami. Ale i najszerszy indeks, WIG, też jest w odwrocie.

W styczniu 2015 r. wydawało się, że nic złego nie powinno się wydarzyć. Wynikało to przede wszystkim z oczekiwań dotyczących ogólnej sytuacji gospodarczej. Spodziewaliśmy się wzrostu PKB na poziomie 3,3–3,5 proc. i – wszystko na to wskazuje – mniej więcej taki będziemy mieli. A to dawało szansę na delikatną, ale jednak, poprawę nastrojów na giełdzie. Tak się jednak dzieje w normalnych czasach, w normalnej sytuacji, bez nadzwyczajnych czynników, które zaburzają wyceny spółek. Niestety, nadzwyczajne czynniki się pojawiły.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację